English version   O FORUM    UCZESTNICY    WYSTAWY    TEKSTY
REPRODUKCJE    ORGANIZATORZY    GALERIE SZTUKI    POPRZEDNIE EDYCJE
 
   

Stanisław Białogłowicz   Łukasz Huculak   Janusz Kaczmarski   Piotr Klugowski   Paweł Lewandowski-Palle   Magdalena Rabizo-Birek
Mirosława Rochecka   Kazimierz Rochecki   Aleksandra Simińska   Joanna Stasiak   Wiesław Szamborski   Krzysztof Wachowiak
   

NOTA BIOGRAFICZNA     REPRODUKCJE OBRAZÓW     TEKSTY


O NATURZE RZECZY I RZECZYWISTOŚCI TWORZONEJ W MALARSTWIE (WŁASNYM)
PAWEŁ LEWANDOWSKI-PALLE

Mirosława Rochecka w tekście wstępnym do V edycji Forum Malarstwa Polskiego proponuje między innymi rozważyć aktualność dylematu artysty - "odtwarzać czy tworzyć". Pozwolę sobie w tym miejscu na sparafrazowanie starego dobrego Renoira, mówiącego: "Jeśli malarstwo miałoby wszystko wyjaśniać nie byłoby sztuką". Jeśli malarstwo miałoby jedynie odtwarzać rzeczywistość, nie byłoby sztuką. "Przedmiot nie ma żadnego znaczenia" - mawiał Pollock. Markus Lüpertz mówił: "Motywy są dla mnie bardzo sztucznymi bodYcami"1). Jestem zdecydowanie za kreacją. Przypominanie, że sztuka jest dyscypliną intelektualną, wydaje się nie na miejscu. Naturą rzeczy i rzeczywistością tworzoną malarza jest jego malarstwo, albo, by powiedzieć bezpieczniej - obrazy.
Ileż to razy ogłaszano śmierć sztuki, szczególnie śmierć malarstwa, po raz pierwszy zapewne już w jaskiniach? Opinie o śmierci malarstwa czy dochodzeniu do jego kresu nie robią na mnie wrażenia. Ono było, jest i będzie. I ma się dobrze! Malarstwo ewoluując się istnieć będzie tak długo, dopóki malarze będą malować, bo nie istnieje coś, co mogłoby je zastąpić. Faktem jest, że malarstwo nadal jest podstawowym elementem kształcenia; nadal katedry malarstwa zajmują w strukturach akademii miejsce szczególne, nadal malarstwo jest owym "złotym medium". Obszar malarstwa i jego rola we współczesnej sztuce wydają się być niedefiniowalne. We współczesnej sztuce możliwe jest wszystko. Malarstwo (od wielu już lat) nie musi niczego udowadniać i niczego przedstawiać. Myślę, że jest to jego wielkością. To, że dzisiaj stosunkowo często obraz nie przystaje do tradycyjnego pojęcia malarstwa, jest konsekwencją zacierania się granic dyscyplin sztuki. Zacierają się granice tradycyjnych dyscyplin sztuki, zaciera się wręcz granica między sztuką a rzeczywistością ale malarstwu nie jest potrzebna rewaloryzacja wartości. Malarstwo nie musi przepraszać, że istnieje. Fenomenu dobrego malarstwa określać nie trzeba, wystarczy, że ono jest. Rektor wrocławskiej ASP, artysta grafik prof. Jacek Szewczyk mówi: "Nawet ostatni atak mediów z ich wizualną atrakcyjnością obrazowania wirtualnego nie był w stanie wyprzeć malarstwa opartego na konwencjonalnych technikach i środkach przekazu"2). Jeden z moich rezolutnych kolegów, artysta malarz prof. Krzysztof Wachowiak mówi: " (...) im częściej słyszę o końcu malarstwa wieszczonym przez różnych mędrców, tym bardziej ono mi się podoba, tym bardziej mnie fascynuje" 3).
Obraz powstaje we mnie z wielu zjawisk i przemyśleń; jest przede wszystkim refleksją inspirowaną problemami czasu, sztuki i wydarzeń toczącego się życia, rodzącą się nagle i dojrzewającą do czasu zmaterializowania. Obraz jest zapisem chwili. W momencie rozpoczynania obrazu nie znam jego ostatecznego kształtu. Pomysły krystalizują się w długim procesie malowania. Przesłanie, idea, zawartość treściowa obrazu zmienia się, stając się często odległą od zamierzenia. W procesie powstawania obrazu jest dostatecznie wiele miejsca także dla improwizacji. Ufam w twórczą moc przypadku. Nieprzewidywalny rezultat końcowy w moim rozumieniu winien być sensem ostatecznym, bowiem wszystko wokół ma sens, wszystko jest ciągłym ruchem i symbolem pewnych konieczności. Moje malarstwo jest dążeniem do ulokowania własnego świata na krawędzi między refleksją a logiką, na krawędzi ulotnej chwili i ostatecznego sensu. W malarstwie poszukuję ładu. Jestem przekonany, że on istnieje. Architektura obrazu, konstrukcyjny podział geometryczny oparty o konkretne stosunki liczbowe, harmonia, są próbą dochodzenia do praw organizujących rzeczywistość. Staram się, aby świat precyzyjnych cyfr i wymiarów współbrzmiał z tajemnicami przestrzeni, nasycanej budującymi napięcie światłami o różnych Yródłach: konkretnych, ale i nierealnych.
Obraz winien mieć tajemnicę, bo malarstwo jest tajemnicą. Malarstwo jest uczestnictwem w sacrum. Malarstwo winno być propozycją metafizyczną, a przynajmniej ocierać się o metafizykę. Ona jest koniecznością. Próbuję jej dotknąć budując dzisiaj obraz z elementów najprostszych: płaszczyzn, linii, figur geometrycznych - głównie prostokątów i trójkątów, różnej gęstości struktur kwadratów. Filozofia mego aktualnego malarstwa opiera się na strukturze proporcji elementów obrazu. To malarstwo ma być jak najprostsze. Mam świadomość nieistnienia świata idealnego, niemniej poruszanie się drogą ocierającą się o konstrukcje idealistycznego świata filozofii platońskiej jest fascynujące, intrygujące i decyduje o harmonii.
Najważniejsze są dla mnie problemy koloru, przestrzeni, światła i konstrukcji. Ich ciężar jest różny w konkretnych obrazach. Relacje elementów budowy obrazu są dążeniem do nadania mu maksymalnej siły. Syntetyzuję w poszukiwaniu monumentalności, ale i intymności. To, że obraz staje się elegancką płaszczyzną uzależnione jest tylko od formuły wypowiedzi, estetyki. Celem malarstwa nie jest techniczna wirtuozeria i perfekcjonizm, ale samoświadomość pełnej wypowiedzi malarza doprowadza obrazy do perfekcji. W logicznym konstruowaniu płaszczyzny jest miejsce na działanie spontaniczne, ekspresję. Fragmentarycznie rozpoznawalne brzmienia są pretekstem do rozważań na poziomie abstrakcji, metafory, czy innego języka. Poszczególne elementy obrazu mogą funkcjonować jako symbole pewnych rzeczywistości.
Moja twórczość malarska rozwija się przede wszystkim w cyklach prac. Część jest zamknięta, inne przez konkretne powody rozrastają się. Wydaje się być wędrówką od figury do struktury. Poszukuję, sprawdzam, odczuwam niedosyt, powracam. Stąd cykle obrazów. Czas ostatnich lat studiów, dyplomu oraz pierwszych lat po jego obronie był realizacją cykli obrazów "Długa i kręta droga" oraz "Mój Ciechocinek". Wiele postaw mojego pokolenia inspirowane było fascynacjami muzycznymi. Były to próby rozliczania się ze zmierzchem kontrkultury młodzieżowej przełomu lat 60. i 70. "Paint It Black" ("Pomaluj to na czarno") z 1966 roku Rolling Stonsów, "The long and winding road" ("Długa i kręta droga") z 1970 roku The Beatles, czy najgenialniejszy z wielkich przebojów "Stairway to Heaven" ("Schody do nieba") z 1971 roku legendarnej grupy Led Zeppelin - nostalgiczne utwory o fenomenalnej architekturze, tajemniczej atmosferze i magii stały się dla mnie tematami o szczególnym znaczeniu. Wielostronność interpretacji, rozbudowana metafora i nieuchronność poruszania się na samotnej drodze rozstrzygnięć są echami pojawiającymi się w póYniejszych kompozycjach, kontynuacji cyklów i nowych seriach obrazów. Cykle: "Mój Ciechocinek", "Wisła" i "Cała jaskrawość - druga jaskrawość" inspirowane były najbliższym otoczeniem, pejzażem Kujaw z pradoliną Wisły i Ciechocinkiem, unikalnym miastem - uzdrowiskiem. Oscylujący w stronę abstrakcji geometrycznej przekaz zawierał pewne cytaty z rzeczywistości.
Społeczny protest lata 1980 roku przyniósł kompozycje z cyklu "Sezon odejść niedomkniętych koszul". Prowokacja bydgoska z marca 1981 roku spowodowała cykl "Prowokacja B.". W czasie stanu wojennego rozpocząłem cykl "Powrót do mojej Ojczyzny". Od 1987 roku malowałem obrazy z cyklu "Wydarzenia" mające odniesienia do wcześniejszej twórczości własnej. Nakładany na obrazy czas wyprowadził wcześniejsze idee i założenia formalne na nowe drogi. Zmieniające się pole obrazu, konfrontacja z rzeczywistością, ujawnianie się nowych możliwości, porządkowanie wrażeń, przemyśleń i doświadczeń stwarza szansę kontynuacji obrazu, rozrastania się cykli. Każde następne płótno zawsze niesie ryzyko: kontynuacji lub przerwania. Najważniejszymi są powody twórcze, ważniejsze od rygorów, konsekwencji, perfekcjonizmu, warsztatu. Wydaje mi się, że znam obszar po którym mogę się poruszać w obrazie, niemniej nie na tyle, by istniała granica, której przekroczyć nie można. Jej przekraczanie niekiedy przynosi - bardzo ważne -obrazy nieudane, nietrafione; błędy, które wprowadzają ożywczą świeżość, nowe wyzwania, inny smak...
Od lat pracuję nad cyklem kompozycji nazwanym umownie "Góry", a nieco krócej nad obrazami z cyklu "Błękit", będącymi połączeniem refleksji miejsc i związanych z nimi wydarzeń, wspomnień oraz fascynacji materią samej farby czego przykładami są: "Obraz 642. Błękit paryski", "Obraz 643. Błękit górski", "Obraz 652. Błękit śródziemnomorski", "Obraz 662. Błękit berliński", "Obraz 681. Błękit antwerpski" czy "Obraz 690. Błękit wrocławski".
Wierzę w obraz, w którym istotne treści przekazywane są profesjonalnym językiem malarskim, gdzie warsztat jest integralną częścią budowy, w obraz osadzony w tradycyjnym tworzywie malarskim, o głębokiej świadomości technologicznej. Wierzę w autentyczną wypowiedY popartą wysoką jakością warsztatową. Przez dobre malarstwo rozumiem także świetny, rzetelny warsztat i wysokiej klasy technologię. Posługując się tradycyjnym warsztatem nie uważam się za ortodoksyjnego malarza.
Rozważamy też kwestię: czy obraz jest rzeczą? Bywa, ale tylko wtedy gdy na straży wartości stoi jakość -także techniczna, warsztatowa. Określanie wpływów i inspiracji, genetycznych Yródeł własnej propozycji jest zawsze trudne. Wydaje się, że każdy ma swoje mniej lub bardziej świadome fascynacje, lektury malarskie. W moim przypadku to głównie twórczość Matisse'a, Braque'a, Legera, Delaunaya, Van Doesburga, syntetyzm, suprematyzm, neoplastycyzm, unizm, sztuka konkretna (szczególnie szwajcarska), wrocławski strukturalizm, ale i meksykańskie malarstwo ścienne. Nie wiem, kto był najważniejszy; może, mimo wszystko Henri Matisse. To jego, powodowana poszukiwaniem intensywności, koncepcja czystego koloru, uwolniła kolor ostatecznie, doprowadziła do jego absolutnego wyzwolenia. Równie ważni byli: Gauguin z manifestem syntetyzmu, Malewicz z manifestem suprematyzmu i Van Doesburg z manifestem sztuki konkretnej. Spośród nieżyjących mistrzów polskiego malarstwa najwyżej cenię sobie Taranczewskiego, Strzemińskiego, Stażewskiego, Mazurkiewicza, Brzozowskiego czy tak odległego od nich Malczewskiego. Za najwybitniejszą osobowość polskiej sztuki uważam Romana Opałkę. Spośród młodszego pokolenia polskich artystów najistotniejszą wydaje mi się być Katarzyna Monika Sosnowska, absolwentka... malarstwa, rozważająca problem ładu w przestrzeni.
Nie czuję się duchowym spadkobiercą, czy konkurentem kogokolwiek. Nie zamierzałem i nie zamierzam wyjaśniać sensów własnych obrazów. Treść malarstwa powstaje najczęściej w procesie malowania, sens często przychodzi jakby poza obrazem. Toczące się życie i określone sytuacje (wydarzenia) aktualizują znaczenia obrazów (bywa, że nie są one w pełni uświadamiane przez samych autorów). W latach 90. zaprzestałem określania obrazów tytułami, nazywając je najczęściej kolejnymi numerami z własnego katalogu. Około trzydziestoletnia perspektywa, uprawiania malarstwa i uczestnictwa w ruchu wystawienniczym, utwierdza mnie w przekonaniu, że obrazy, najbardziej osobiste zapisy emocji na wydarzenia toczącego się życia, nie muszą być dopełniane literacko, dopowiadane tytułami. Malarstwo przecież jest językiem porozumiewania się: autonomicznym i nieprzetłumaczalnym. Wymaga samodzielnej analizy. Długo wyobrażałem sobie, że obraz jest komunikatem ale od wielu już lat zdecydowanie jestem po stronie jego przeżywania.
Uprawiam malarstwo, które nie zakłada wymądrzania się czy pouczania. Dydaktyzm przesłania sztuki nie jest dla mnie czymś najistotniejszym, nie jest dla mnie sprawą zasadniczą, co nie znaczy, że tej wartości nie akceptuję. Czystość przekazu jest dla mnie istotna tak dalece, że nie podpisuję obrazów na ich powierzchni. To zaburza porządek, ład, harmonię. Obrazy sygnuję w sposób dla oka niewidoczny. Nigdy nie wątpiłem w sens malowania obrazów; ciągle jest we mnie przekonanie, że sztuka powinna zintegrować się z otoczeniem. Opisuję swój świat własny. Maluję, ponieważ mam dostatecznie wiele powodów i spraw do załatwienia poprzez obraz. Czasami wydaje mi się, że wiem czego chcę od sztuki i świata. Naturę rzeczy pojmuje się z wiekiem, może jest to wprost proporcjonalne do czasu, może w wieku pięćdziesięciukilku lat jest się jeszcze za młodym do tego. Wydaje mi się, że niewielu dzisiaj obchodzi, czy maluje się z natury czy nie.
Na początku tych rozważań zacytowałem Renoira, inny stary, dobry malarz Monet mawiał: "Kiedy idziecie malować zapomnijcie jaki przedmiot chcecie malować". Ile miał wtedy lat? Powtórzę raz jeszcze: w malarstwie idzie o rzeczywistość tworzoną. Naturą rzeczywistości malarza są jego obrazy. Pięknie mówił Leonardo, którego cytował jeden z moich przedmówców, ksiądz doktor Krzysztof Bochenek: "Sztuka, która nie jest zgodna z matematyką nie jest godna sztuki". Szkoda, że Leonardo tak nie malował!
Jestem spokojny o stan malarstwa. Malarstwo przetrzyma atak mediów i wygra z nimi. Zapomniane zostaną nazwiska modnych kuratorów, a nazwiska i obrazy gigantów sztuki będą wiecznie żywe. Sensem i stylem istnienia malarzy jest nadal... malowanie. Póki co, maluję i już. Wierzę, że malował będę nadal. Sztuka jest dla mnie sensem i stylem życia. Koniecznością.

1) Andrzej Kostołowski, Markus Lupertz. Doktorat Honoris Causa AD 2006, "Format. Pismo Artystyczne" nr 50.
2) Figura a struktura. Malarstwo i ceramika artystyczna dydaktyków z Katedr: Malarstwa, Malarstwa Architektonicznego i Multimediów oraz Ceramiki Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, katalog wystawy w Centrum Sztuki Galeria EL w Elblągu, 2006.
3) "Malarstwo. Krzysztof Wachowiak" - katalog wystawy indywidualnej w BWA Ostrowiec OEwiętokrzyski, 1999.


V Forum Malarstwa Polskiego - Natura Rzeczy - Orelec 2006