Konrad Turzyński

 

Luźne uwagi o intelektualnej śmieszności Hegla

 

 

<http://swkatowice.mojeforum.net/tutaj-post-vp15930.html#15930>

 

    

     Jak wiadomo, Jerzy Wilhelm Fryderyk Hegel (1770-1831) zalicza się do tych postaci w dziejach myśli europejskiej, które kojarzą się z przestawieniem naszego widzenia świata. Widzenie statyczne, właściwe starożytności i średniowieczu, zostało stopniowo zastąpione widzeniem w znacznej mierze dynamicznym. Dzięki takim myślicielom czas jawi się nam jako coś bardzo istotnego, jako wymiar, wzdłuż którego świat zmienia się, a nie jest właściwie taki sam, jaki był "od zawsze" albo (w każdym razie) od chwili stworzenia go.

 

     Badania rzeczywistej struktury  czasu  fizycznego (a  w szczególności  – uporządkowania  go relacją "wcześniej/później")  należą do najbardziej interesujących dociekań w dziejach nauki. Jak bowiem powiada[1]  Ilya Prigogine (właściwie: Илья Романович Пригожин  czyli:  Ilia Romanowicz Prigożin): "[...] czas jest jednym  z podstawowych pojęć zachodniej cywilizacji. Możliwe, że właściwość  ta  związana  jest  w  jakiś  sposób  z  najbardziej charakterystycznym, przyjętym w Starym i Nowym Testamencie, punktem widzenia.". Judeo-chrześcijańska, linearna wizja czasu przeważyła[2] nad grecko-rzymską, cykliczną; warto  jednak  zauważyć przy tej sposobności, że również w samej Biblii  koncepcja  linearna  tylko dominuje nad  cykliczną, ale nie posiada wyłączności – świadczy o tym  np.  wyjątek  należący  do  starotestamentowej Księgi Koheleta   (rozdz.  1,  w.  9),  która  (także  z innych przyczyn,  typowo  "konfesyjno-doktrynalnych") bywała uważana za "mniej ortodoksyjną" od pozostałych ksiąg Biblii.

 

     Opinie podobne do wyrażonej przez Prigożina można znaleźć u innych  autorów    dwie  poniżej przytoczone pochodzą (tak się składa) od dwóch stosunkowo niedawno zmarłych  polskich profesorów i katolickich duchownych zarazem. Najpierw[3] znany poeta i historyk sztuki, Janusz Stanisław Pasierb (1929-1993):  "To  Stary Testament dał historii ten wymiar eschatyczny,   to  on  – w  przeciwieństwie do pojmowanego cyklicznie  czasu  indyjskiego  i helleńskiego – otworzył czas, nadając  w  ten  sposób  historii  rangę  i  natężenie wielkiego jednorazowego dramatu.  Obdarzył   tym nie  tylko  nas, chrześcijan.  Dzięki  temu  samemu  dziedzictwu  Marks  przerwał kołowrót  hegliańskiego  procesu  dziejowego z wiecznym powrotem tezy, antytezy i syntezy. I marksiści, i my chrześcijanie tak samo w gruncie rzeczy patrzymy na życie:  b ó j   t o   j e s t    n a s z    o s t a t n i.". Nieco skorygował[4]  to  rozpoznanie  filozof  i logik Józef Innocenty  Bocheński  (1902-1995)  – rozciągając także na Hegla owo zadłużenie u myśli judeo-chrześcijańskiej pod względem przekonania o linearności (czyli – o jednokierunkowości i niepowtarzalności  "upływu")  czasu:  "[...]  bodaj większość syntetycznych   filozofii  zawiera,  od  czasów  św.  Augustyna, twierdzenie,  że  czasu  nie należy pojmować w sposób kołowy, ale  linearnie.  Otóż  twierdzenie  to  nie da się, o ile wiadomo,  udowodnić  ani  nawet  uzasadnić  redukcyjnie – jest założeniem  przejętym od św. Augustyna, który je sformułował, bo takiego   czasu   potrzebował   jako  teolog  chrześcijański (Wcielenie jest dla chrześcijaństwa wydarzeniem jednorazowym, a więc   chrześcijanin  nie może  pojmować  czasu  kołowo).  Taki Hegel  np.  oburzyłby  się  zapewne, gdyby mu powiedziano, że jedno  z  podstawowych założeń jego wielkiej syntezy pochodzi ze światopoglądu  chrześcijańskiego,  ale  tak chyba jest.". Chciałoby się w tym miejscu dopowiedzieć, że wierzący chrześcijanin może postrzegać również tzw. „triadę Heglowską” jako odblask wiecznego paradygmatu trynitarnego: każda teza, każda antyteza i każda synteza to – odpowiednio – odblaski kolejno Pierwszej, Drugiej i Trzeciej Osób Trójcy Świętej.

 

     Jak w  innym  miejscu[5] powiada Józef Bocheński, "[...] większość  filozofii  XX  wieku  składa się z (przeważnie złych) przypisów  do  Hegla.  [...] dla poważnego filozofa nie ma innej alternatywy,  jak  między  Arystotelesem  i  nim. Odkąd poznałem Hegla,  uważam  go  za  bezwzględnie  największego  myśliciela w czasach  nowożytnych.  [...]  jednak, [...], zdecydowałem się na rzecz  Arystotelesa  przeciw  Heglowi" (pierwsze  z przytoczonych zdań wydaje się być parafrazą opinii  Alfreda Northa Whiteheada, że cała europejska filozofia stanowi  zbiór przypisów do dzieł  Platona...). Ten sam autor także niejednokrotnie[6] bardzo  krytycznie  wypowiadał się o "dialektyce" i "logice dialektycznej": "[...] logika formalna. Jest ona  możliwa tylko u Arystotelesa, nie u Hegla. Tak  zwana logika dialektyczna jest tylko kwintesencją bardzo nielicznych  i  rudymentarnych wskazówek metodologicznych – nie można  jej  stawiać  na  równi z logiką formalną.". To jednak nie koniec dziwolągów w dorobku Hegla.

 

     Jerzy Hegel – jak wolno przypuszczać – hołdował przesądowi głoszącemu, że istnieje siedem planet – zakorzenionemu chyba w takich dziedzinach magii jak np. "astrologia" lub "numerologia", a pochodzącemu jeszcze z czasów, gdy w astronomii powszechnie uznawano hipotezę geocentryczną (do planet  nie  zaliczano  Ziemi,  natomiast  zaliczano... Słońce i Księżyc). Tak pisał[7] o tym np. ks. prof. Życiński (dzisiejszy arcybiskup w Lublinie): "W  sytuacji, gdy kwestionowano dane obserwacyjne,  zaś  ujęcie  teoretyczne uważano za niedorzeczne, Galileusz  [...]  Zdecydował  [...], by odkrytym księżycom nadać miano  planet  medycejskich  [...]  obiektom,  których istnienie obalało  podstawowy  dogmat  ówczesnej kosmologii orzekający, iż istnieje  dokładnie 7 ciał niebieskich poruszających się własnym ruchem,  a jedynie Ziemia – centralny obiekt kosmosu – posiada księżyc.".  

 

     Nawiasem pisząc – Hegel usytuował  się w ten sposób po stronie tych, którzy,  nadużywając autorytetu Biblii  i Arystotelesa  ze Stagiry w rzeczywistości zwalczali  zarówno chrześcijaństwo, jak też myśl arystotelejską.  Przypatrzmy[8] się: "Kiedy Kopernik i Galileusz wysunęli  koncepcję, że istnieje więcej niż siedem planet [...], odpowiedź była całkowicie prosta. Czcigodny Arystoteles, »Mistrz tych, którzy wiedzą«, nie mówi nic na temat istnienia więcej niż siedmiu   planet, przeto istnieje  tylko  siedem  planet.  Siedmioramienny   świecznik  w  Przybytku, siedem  złotych  świeczników Apokalipsy oraz siedem kościołów Azji stanowiło dla chrześcijanina na wskroś biblijny dowód, że Galileusz proponuje herezję. [...] Teoretycznie katolicy  byli  w znacznie dogodniejszej  pozycji  niż  świat  protestancki,  by akceptować odkrycia  nauki  i  pogodzić je ze swoją wiarą, w rzeczywistości jednak  upierali  się  przy  literaliźmie  tak  samo  jak  inni. Arystoteles  i  Biblia.". Zwolennicy istnienia  dokładnie siedmiu planet przeciwny pogląd uznawali za "herezję" (co bynajmniej nie ułatwiało życia engelsistom, traktującym Hegla jako jednego ze swoich "patronów". A dlaczego "engelsistom"? Zdaniem[9] o. Józefa Bocheńskiego światopogląd nazywany powszechnie "marksizmem", nie ma prawa takiej  nazwy  nosić –  jest ona nazwą mylącą i nieuzasadnioną; powinno się zamiast niej używać nazwy "engelsizm"; to bowiem, co wniósł   był  do  niego   Karol Marx,  nie  stanowiło  elementów światopoglądu,  a  tylko  pewne  pomysły;  jednak gdyby nawet uznać  to za światopogląd,  to –  w  odróżnieniu od światopoglądu Fryderyka Engelsa –  nie  byłby  to  materializm, lecz osobliwa forma  spirytualizmu. Warto  tu pamiętać, że to spostrzeżenie pochodzi od autora,  który  niejednokrotnie[10] w swoich publikacjach starannie odróżniał  filozofię od światopoglądu, a światopogląd w ogóle od takich jego szczególnych przypadków  jak  religia albo ideologia.

 

     I  tak oto czytamy[11]: "[...] w wykładzie inauguracyjnym w październiku 1801  r.  Hegel przedstawiał astronomom wypracowany przez siebie dowód, iż między Marsem a Jowiszem nie może istnieć żaden obiekt planetopodobny. Dowód ten [...] miał tę wadę, iż jego zasadnicza teza  była  fałszywa  już w momencie dowodzenia, gdyż 1 stycznia 1801  r.  G.  Piazzi  odkrył pierwszą planetoidę Ceres właśnie w tych  rejonach  przestrzeni,  w  których według spekulacji Hegla istnienie  planetoid  było  wykluczone.".  Na  wieść  o  tym  odkryciu  Hegel miał powiedzieć, że... skoro  fakty  przeczą  teorii,  to  tym gorzej dla faktów. Wyrażając to[12] językiem literata: "Słowo  ma  przewagę nad światem i, trawestując znane powiedzenie  Hegla,  można  by  powiedzieć,  że  – w rozumieniu Polaka    jeśli świat nie zgadza się ze słowem, tym gorzej dla świata.".  Nie  trzeba  zapewne dodawać,   że   był   to   przykład  czegoś,  będącego  skrajnym przeciwieństwem   tych   dążeń   w  nauce,  które  zasługują  na traktowanie ich "na serio".

 

     Rozmyślnie pominąłem tu inne przykłady wypowiedzi Hegla, które moim zdaniem również ośmieszają ich autora, ale odnoszą się nie do kwestii ogólnych, poznawczych, lecz do zdarzeń z dziedziny polityki, współczesnych Heglowi, jak np. jego przeświadczenie, jakoby cesarz Napoleon I Bonaparte (którego Hegel miał sposobność zobaczyć) był ucieleśnieniem tzw. "ducha obiektywnego" (to również coś, co Hegel wymyślił...), albo jego późniejsze wspieranie Królestwa Pruskiego jako – rzekomo – najdoskonalszego z istniejących wtedy państw. Są to bardzo smakowite kąski dla chcących krytykować tego filozofa, ale właśnie zbyt smakowite, krytyka od tej strony byłaby zbyt łatwa.

           

 



[1] Por.:   Aleksander  N. Popławski, Teoriomnogościowy model ruchu  i  rozwoju, "Studia Filozoficzne", rok 33(1990), nr 1(290), str. 135.

 

[2] Por.: np.: Robert  T. Francœur, Horyzonty ewolucji,  Instytut Wydawniczy "PAX", Warszawa 1969, str. 25-28.

 

[3] Por.: Janusz Stanisław Pasierb, Miasto na górze,  Społeczny Instytut Wydawniczy "ZNAK", Kraków, 1973, str. 284-285 druk  rozstrzelony – za oryginałem; pogrubienie moje – K. T.

 

[4] Por.: Józef Bocheński, Filozofia a światopogląd, "ZNAK", t. 37(1985), nr 5(366), str. 13; pogrubienie moje – K. T.

 

[5] Por.:  Józef Bocheński,   Logika  i  filozofia.  Wybór pism, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993, str. XXVIII.  

 

[6] Por. np.:   Józef Bocheński,  Logika  i  filozofia.  Wybór pism, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993,  str. XXIX; wyróżnienie w tym cytacie pochodzi ode mnie – K. T.

 

[7] Por.: Józef Życiński, Język i metoda, Społeczny Instytut Wydawniczy "ZNAK", Kraków 1983, str. 131.

 

[8] Por.: Robert  T. Francœur, Horyzonty ewolucji,  Instytut Wydawniczy "PAX", Warszawa 1969, str. 45.

 

[9] Por.:  Józef Bocheński, Między logiką a wiarą. Z Józefem M. Bocheńskim rozmawia  Jan  Parys,  Les Éditions Noir sur Blanc, Montricher 1992,  str. 255-256  lub  Józef Bocheński,  Lewica, religia, sowietologia, Wydawnictwo AWM, Warszawa 1996., str. 20.

 

[10] Por.:  Józef Bocheński,  Filozofia a światopogląd,  ZNAK, t. 37(1985), nr 5(366), s. 3-17. str. 5-6 i 10-15 oraz Józef Bocheński,   Logika  i  filozofia.  Wybór pism, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993, str. 161 i 163-164.

 

[11] Por.: Michał Heller, Józef Życiński,   Wszechświat – maszyna czy myśl? Filozofia mechanicyzmu: powstanie – rozwój – upadek, Polskie Towarzystwo Teologiczne, Kraków 1988, str. 185.

 

[12] Por.: Witold Wirpsza, Polaku, kim jesteś?,  Pogląd, Berlin [Zachodni], 1986,  str. 23.