<http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/opinie/artykul64338.html>
<http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?p=14903#14903>
W związku z niedawnym
podpisaniem polsko-amerykańskiej umowy o instalacji w Polsce tzw. "tarczy
antyrakietowej" na nowo rozgorzał wewnątrzpolski
spór o to, czy dla mieszkańców naszego kraju to oznacza zwiększenie czy
zmniejszenie ich bezpieczeństwa. Na ten spór ma także wpływ propaganda
pochodząca zza granicy.
Amerykanie twierdzą, że bezpieczeństwo Polski
nie ucierpi ― przeciwnie, wzrośnie. Mówi się przy tej okazji, że owa
mająca być rozlokowaną w Polsce i w Czechach "tarcza" zwiększy
bezpieczeństwo nie tylko USA, lecz wszystkich państw członkowskich NATO (Czech
i Polski nie wyłączając). Jako cel jej zainstalowania wskazuje się
przeciwdziałanie możliwym atakom rakietowym ze strony tzw. "państw
bandyckich", a jako ich przykłady wskazuje się najczęściej Iran i Koreę Północną.
Znamienne, że ze strony tych państw nie słychać
(przynajmniej ― w Polsce nie słychać) przejawów niezadowolenia. Kwestie
sporne między KRL-D a USA dotyczą raczej tego, czy reżym pheniański naprawdę zaprzestał realizacji swojego programu zbrojeń
nuklearnych.
Iran w zasadzie jest uwikłany w podobną
sytuację, lecz wyraża obawy nie przed antyrakietami, których jeszcze w Polsce
nie ma, lecz przed ew. amerykańskim lub izraelskim prewencyjnym uderzeniem
zbrojnym. Teheran również ― tak jak Phenian ― nie komentuje decyzji
o zainstalowaniu "tarczy" w środkowej Europie.
Niezadowolenie z tego powodu wypowiada natomiast
Moskwa. Gdyby pod wpływem rosyjskiego niezadowolenia władze Czech albo Polski
zawahały się, to od razu byłoby wiadomo, cui prodest.
Jest znamienne, że w Polsce podobne
niezadowolenie jest wyrażane przez polityków SLD, którzy przy tej okazji
sytuują siebie jednakowo daleko od swoich rywali ― czy to z rządzącej PO,
czy to z opozycyjnego PiS. ("Prawica" jest
bebe, "Lewica" jest cacy, proste.) Brzmi to
zbieżnie z tezami polityków rosyjskich, przestrzegających, że obiekty takie jak
"tarcza antyrakietowa" w razie ewentualnej wojny (bez uściślania między ― kim a kim) znajdą się wśród celów
przeznaczonych do zniszczenia w pierwszej kolejności.
I tu właśnie jest miejsce do zastanowienia się.
Czy na obszarze zajmowanym przez dziesiątki
państw należących do NATO znajdują się już teraz jakieś inne tego rodzaju cele,
priorytetowe dla sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej? Czy na przykład takie cele
znajdują się w USA, Kanadzie, Niemczech (zwł. na obszarze byłych Niemiec Zachodnich),
we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii?
Czy w pobliżu tych celów znajdują się skupiska
najnowszej emigracji zarobkowej z Polski? Czy do tych skupisk udawali się
kiedykolwiek politycy SLD (lub jacykolwiek inni politycy z Polski), aby dać
wyraz swojej patriotycznej trosce o zachowanie polskiej "substancji
narodowej"?
Co tam tubylcy, niech o nich martwią się ich
rządy, ale swoich rodaków należy ostrzec, że kiedy rozsierdzona matuszka Rassija
przywali, to już nie będzie patrzeć, kto tam oberwie. (Nikt
wtedy nie będzie miał głowy do zastanawiania się nad pytaniem z piosenki: "Chatiat-li russkije wajny?"...) Niech zatem
Polacy wracają czym prędzej z tego wrażego obszaru, gdzie ― w razie czego
― nie pozostanie kamień na kamieniu.
Czym jest te parę tysięcy dolarów albo euro, które może jeszcze by tam
zaoszczędzili, wobec ich ludzkiego życia (zwłaszcza gdyby miało się okazać, że
― zgodnie z nauką klasyków marksizmu-leninizmu ― potem
nie ma życia pozagrobowego), prawda?
Czy emisariusze z kraju straszyli ich tym samym,
czego teraz obawia się ludność okolic Redzikowa, o
której wysłuchanie tak wzruszająco upominał się niedawno (już po podpisaniu
polsko-amerykańskiej umowy dotyczącej instalowania "tarczy") lider SLD
Olejniczak?
Jeśli nie, jeśli nie udawali się tam, nie
zachęcali tamtejszych Polaków do re-emigracji, to może należy rozumieć to w ten
sposób, że owe SLD-owskie Kassandry upatrują w "tarczy
antyrakietowej" czegoś zupełnie nowego, nie dającego
się porównać do żadnych innych osiągnięć zbrojeniowych NATO, dokonanych przez
dziesiątki lat zimnej wojny? Czyli, że Armia Czerwona właściwie nie miała do czego strzelać swoimi rakietami ― ani w
Europie Zachodniej, ani w Ameryce Północnej? Dopiero w Polsce i w Czechach będzie miała?
Warto mieć przy tym na uwadze fakt, że w latach
dziewięćdziesiątych, kiedy Polska do Układu Warszawskiego już
nie należała, ale do NATO jeszcze nie należała (a początkowo nawet nie
starała się o to), Rosja gromadziła spore siły w pobliżu naszych granic, o czym
pisały w naszym kraju (niektóre) gazety. Rosja czyniła tak zarówno w eksklawie królewieckiej (która i tak, od początku swojego istnienia, jest obszarem o
niezwykle wielkim nasyceniu wojskiem), jak też na terenie Białorusi, formalnie
będącej odrębnym państwem, ale wspólnie z Rosją stanowiącej konstelację
polityczną o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie ZBiR (= Związek Białorusi i Rosji). Kto może
zaręczyć, że już wtedy nie wyznaczono rosyjskim rakietom jakichś priorytetowych
celów na obszarze Polski? Wcale nie były im do tego potrzebne uprzednie,
publiczne zapowiedzi, warunkujące to decyzjami władz polskich.
Jednak to nie koniec pytań.
Wśród polityków SLD, zwłaszcza wśród tych,
którzy wcześniej byli działaczami PZPR, łatwiej niż gdzie indziej
można znaleźć takich, którzy nie są skłonni akceptować szpiegostwa płk. Kuklińskiego na rzecz USA. Spór o postawę Kuklińskiego
w minionych 19 latach kilkakrotnie nabierał intensywności. Ludzie skłonni go za
jego wywiadowczą działalność potępiać, woleli milczeć o tym, czego Kukliński (z
racji funkcji, pełnionych przezeń w LWP) dowiedział się o planach
wojennych Układu
Warszawskiego.
W myśl tych planów to Wschód (a wcale nie Zachód, jak publicznie straszyła nas przez
dziesiątki lat komunistyczna propaganda) miał rozpocząć III wojnę światową, a zarówno LWP
jak też ludność i obszar PRL były z góry spisane na straty. Komunistyczna generalicja (PRL-owska i sowiecka) na zimno kalkulowała ogrom strat, jakie narodowi polskiemu
zadałoby przeciwuderzenie Zachodu, dokonane za pomocą broni
nuklearnej. Zwłaszcza pas, ciągnący się mniej więcej wzdłuż Wisły, był
przewidziany jako obszar takiej potwornej hekatomby, mającej powstrzymać drugi
rzut sowieckiego uderzenia za zachodnią Europę. (Sowieci znali, albo bez trudu odgadywali, prawdopodobną reakcję
wojsk NATO na swój atak.)
Więcej: w różnych miejscach Polski były
rozlokowane składowiska sowieckich bomb nuklearnych, przeznaczonych
do użycia przez lotnictwo LWP przeciwko Zachodowi. Podobnie
jak słynne teraz Redzikowo owe składowiska znajdowały
się na obszarze polskich Ziem Odzyskanych, i to podobno nawet jeszcze w 1990
roku. Czy ktokolwiek z działaczy świeżo (wtedy) rozwiązanej PZPR
okazywał publicznie wzdrygnięcie się przerażeniem tym, "co
by było, gdyby"? Nie przypominam sobie. Na miejsca dyslokacji głowic
jądrowych w Polsce również (w razie wojny) mogły spaść ― prewencyjne albo
odwetowe ― nuklearne, wykonane przez siły zbrojne Zachodu. Stanowiłoby to
jeszcze jeden, oprócz linii Wisły, obszar potwornej hekatomby w Polsce,
zamienionej tym sposobem w radioaktywną pustynię.
Porównując namiętne filipiki Lewicy przeciwko
"tarczy" i jej znamienne milczenie na temat znacznie większego
ryzyka, na jakie przez wiele lat wystawili nasz kraj komuniści (które to milczenie
było warunkiem ferowania przez nich moralnego potępienia pod adresem płk. Kuklińskiego) można powiedzieć po prostu: TU ICH BOLI. Nie to ważne (dla Czerwonych), że instalacje i projekty militarne zwiększają ryzyko
kontruderzeń. Ważne (dla Czerwonych) jest to, że chodzi o
obiekty amerykańskie, a nie ― obiekty, należące do wschodniego supermocarstwa! Wzorem rewolucji kubańskiej: Moscú SI, Yankee NO (= Moskwa TAK, Jankesi NIE).
Upewnia nas co do tego
jeszcze jedna okoliczność. Ani komunistyczna soldateska koreańska,
ani reżym szyickich
ajatollahów nie przejmują się "tarczą
antyrakietową" w Polsce i w Czechach. Natomiast udział żołnierzy NATO (m.
in. także ― Polaków) w operacjach przeciwko reżymowi talibów w Afganistanie i przeciwko reżymowi Saddama Husseina w Iraku
spotkały się nie tylko z zapowiedziami odwetu ze strony Al Qaidy i innych odwołujących się do islamu organizacji
terrorystycznych. Nastąpiły również realizacje takich pogróżek, np. w Madrycie
i Londynie. Rządzący (ówcześnie) politycy z SLD, wysławszy polskich
żołnierzy na te dwie wojny, zarazem uspokajali krajową opinię publiczną, że nie
ma zwiększenia zagrożenia, chociaż pogróżki pod adresem również naszego kraju
owi terroryści wypowiadali. Jak widać: NATURA CIĄGNIE WILKA DO LASU! Liczą się dla Czerwonych pogróżki ― ale te z Moskwy, a nie te od Al Qaidy.
Napisane
w pociągu relacji Kozłów ― Katowice, 23 sierpnia 2008 r. (w rocznicę
podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow)