Konrad Turzyński

 

 

Osobliwość w dobie "polityki historycznej"

 

 

zob.: <http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?p=3988&highlight=#3988>

 

 

Miałem sposobność pisać o tym dokładnie cztery lata temu. Króciutki minifelieton ukazał się w witrynie internetowej o nazwie AntySocjalistyczne MazowszE (w skrócie ASME) z datą 17 września 2003 r. Były to jednak inne czasy, kto inny był prezydentem, kto inny był premierem, o "polityce historycznej" nie wypowiadano się ani przychylnie, ani nieprzychylnie, bo jej samej po prostu nie było. Jej nazwy chyba również nie.

 

Gdy tylko jednak dzisiaj (17 września 2007 r.) rano włączyłem odbiornik na mój ulubiony program II Polskiego Radia (mogę powtórzyć za p. Wojciechem Kuczokiem, że "nałogowo słucham Dwójki"), dowiedziałem się z kalendarza radiowego o niecodziennym jubileuszu pani Ireny Kwiatkowskiej i... o rocznicy napaści Sowietów na Polskę. Podkreślam: mowa o kalendarzu radiowym mającym profil kulturalno-humanistyczny. Czyli mowa w nim o osobach i zdarzeniach ze świata wszelkich dziedzin sztuki, a gdy to zahacza o świat nauki, to tylko o humanistykę. Nie przeszkadza mi to, bynajmniej, jednak nie z tego powodu słucham Programu II, lecz dzięki bardzo dobrej muzyce i niezbyt agresywnemu dawkowaniu reklam, a po prostu pamiętam, że kalendarze radiowe mają tam takie nakierowanie.

 

Tym razem jednak przypomniano datę zdarzenia z historii politycznej, co już samo w sobie jest wyjątkiem od reguły. Daty 1 i 17 września 1939 r. słyszałem tyle razy w życiu, że przypominanie, czego dotyczą, odbieram jako coś, co jest nadmiernie natrętne ― tak samo, jak w 1982 r. Radio "Głos Ameryki" nadając po polsku i głównie do Polaków mieszkających w Polsce trzynastego dnia każdego kolejnego miesiąca przypominało, że 13 grudnia zaczął się stan wojenny. (Tak jak gdyby wtedy był jeszcze ktoś w Polsce, kto o tym by nie wiedział!) Pragnę zwrócić uwagę na coś innego. Również tym razem potwierdziło się (nie tylko w Polskim Radiu, ale w rozmaitych środkach przekazu), że co roku zapomina się (nie wiem, dlaczego), iż 17 września to nie tylko rocznica jednego z najtragiczniejszych zdarzeń w naszej historii (tego najazdu ze Wschodu w 1939 r.), ale także ― dwóch o całkiem innej wymowie ― jednego z historii powszechnej, a jednego z historii Polski.

 

Dnia 17 września 1787 r. w Filadelfii uchwalono najstarszą na świecie (i wciąż obowiązującą!) konstytucję. Jest to konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, która i pod względem zasad republikańskich, pod względem wolności jednostki, pod względem (Monteskiuszowego) rozdziału władz, czy wreszcie ― modelu ustroju federacyjnego może stanowić wzór do dzisiejszych czasów. Owszem, z biegiem lat dopracowała się dziesiątek poprawek, co nieraz działo się za cenę dramatycznych wydarzeń w dziejach USA, obrosła w rozległe orzecznictwo Sądu Najwyższego. Niemniej jednak ― tak jak my, Polacy, mamy pierwszeństwo w dziejach europejskiego konstytucjonalizmu, tak Amerykanie ― i tylko oni ― wyprzedzają nas pod tym względem w skali całego świata. (A gdyby tak dobrze poszukać, to okazało by się, że tzw. Ojcowie Założyciele USA korzystali z myśli politycznej różnych narodów europejskich, Polski nie wyłączając ― mam na myśli książkę "De optimo senatore" /"O najlepszym senatorze"/ Warzyńca Goślickiego, żyjącego w latach 1530-1607). Dzisiejsza rocznica amerykańskiej konstytucji jest dość okrągła, warto by o niej pamiętać, skoro bardzo okrągła, dwusetna, nie mogła być zbyt mocno celebrowana w naszym kraju ze względu na wiadome uczucia gen. Jaruzelskiego do prez. Reagana... Jednak o owej 220. rocznicy nie zauważyłem nigdzie nic a nic.

 

Jest jeszcze inna, mnie okrągła tym razem, rocznica, ale znacznie nam bliższa w przestrzeni i czasie. Mam na myśli utworzenie NSZZ "Solidarność" włącznie z taka jego nazwą, co nastąpiło w Gdańsku-Wrzeszczu, w siedzibie Klubu "Ster", 17 września 1980 r. Nie uczestniczyłem w tym zdarzeniu, byłem tylko jego biernym świadkiem jak  wielu innych ludzi, obserwujących obrady przez otwarte okna parteru tego budynku. Słyszałem między innymi to, jak p. Kazimierz Świtoń zdawał sprawę z przebiegu strajku i rokowań z przedstawicielami w Katowicach. Sam zakładałem komórkę związkową NSZZ w swoim zakładzie pracy 8 września, ale  dopiero na tym spotkaniu w Klubie "Ster" postanowiono, że powstanie jeden związek zawodowy na całą Polskę (a nie federacja związków regionalnych) i że jego nazwa będzie brzmiała: Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność". Przedtem słowo "Solidarność" było tylko podtytułem "Strajkowego Biuletynu Informacyjnego", wydawanego w trzeciej dekadzie sierpnia 1980 r. na terenie Stoczni Gdańskiej, a propozycja p. doc. (dzisiaj profesora) Karola Modzelewskiego, również obecnego na tym spotkaniu we Wrzeszczu, sprawiła, że to słowo stało się częścią nazwy Związku i także jej skrótem, bardzo wtedy celnym i nośnym.

 

Komuniści usiłowali ukraść także to słowo; kilka lat wcześniej, podczas światowego zlotu młodzieży komunistycznej w Berlinie Wschodnim, sygnałem dźwiękowym anonsującym kolejne relacje o tym zlocie było skandowane przez silne, zgrane męskie głosy zdanie "Stark macht die So-li-da-ri-tät!" (= "solidarność czyni mocnym"), co już samo w sobie brzmiało jak wrzaski nazistów, ale w tle rozbrzmiewało jednolite uderzanie wielu podkutych buciorów w twarde podłoże, jak na jakiejś przerażającej defiladzie w owym mieście o tak wielce militarystycznej tradycji... Chwała Bogu, przynajmniej na Polaków ta podmiana znaczenia słowa "solidarność" nie podziałała.

 

Dlaczego tak mało mówi się o tych pozytywnych rocznicach?

 

Powstanie "Solidarności" jest zwykle utożsamiane z data podpisania Porozumienia Gdańskiego (na dodatek przeinacza się tam liczbę pojedynczą na mnogą, chociaż w Gdańsku podpisano jedno porozumienie). Pod koniec lat 80. Andrzej Gwiazda był chyba jednym z bardzo nielicznych działaczy  "Solidarności", a zapewne jedynym szeroko znanym, który przywiązywał znaczenie do daty 17 września 1980 r.

 

Najstarsza konstytucja świata jest warta tego, aby o niej pamiętać, nie tylko w USA, ale również w naszym kraju. Także dla porównań z naszą Konstytucją Majową ― gwoli lepszemu rozumieniu przyczyn podobieństw i różnic między tymi dwoma historycznymi aktami prawnymi.

 

Moim zdaniem warto akcentować zdarzenia pozytywne z historii. Także po to, aby podważyć opinię o nas, Polakach, że umiemy tylko rozpamiętywać klęski, krzywdy, tragedie z przeszłości, a nie potrafimy cieszyć się  sukcesami i zwycięstwami. Ta opinia jest przesadna, choć coś z prawdy w niej również jest. Ważne, aby nie tylko o nas tak nie myślano (w Polsce i gdzie indziej), ale jeszcze bardziej ważne, aby nie było powodów do takiego myślenia.

 

Niektórzy powiadają, że jedną z przyczyn tego, iż walka przeciwko mafii w USA odnosiła większe sukcesy niż we Włoszech, jest fakt, że typowe włoskie filmy opisujące tę walkę, reprezentowały fatalizm, defetyzm: zło zawsze się odradza jak hydra i nic na to nie poradzimy, gdy tymczasem w USA "obowiązywał" przez wiele lat typowo anglosaski "happy end" (w czasie przeszłym: "obowiązywał", bowiem do kanonów poprawności politycznej należy bezkrytyczny antyamerykanizm). Zapewne to uproszczenie, ale może warte uwagi? Zwłaszcza przez P. T. strategów polityki historycznej?

 

 

 

Toruń, 17 września 2007 r.