por.:
<http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/opinie/artykul14461.html> albo:
<http://swkatowice.mojeforum.net/gdzie-lewica-ma-rozum-temat-vt1696.html>
Na kilka tygodni przed końcem wiosny ówczesny minister edukacji Roman Giertych zapowiedział, że począwszy od roku szkolnego 2007/08 ocena z religii będzie uwzględniana przy obliczeniu średniej ocen. Nauka religii w publicznych szkołach w Polsce trwa nieprzerwanie od kilkunastu lat i przez cały ten czas problem średniej z ocen wystawianych uczniom nie budził emocji związanych z katechezą. Emocje były wywoływane przez sam fakt przeniesienia katechez z salek katechetycznych do szkół publicznych i sposobu dokonania tego, problem opłacania katechetów i ich podporządkowania, problem dostępu uczniów niekatolickich do lekcji religii lub etyki zgodnych z przekonaniami ich lub ich rodziców (także kwestia "okienek" w wypadkach, gdy katecheza nie jest pierwszą ani ostatnią lekcją w danym dniu nauki).
Minęło trochę czasu, wypełnionego zdarzeniami politycznymi,
dotyczącymi p. Romana Giertycha ale jeszcze bardziej dotyczącymi innych
polityków, a przy tym wzbudzającymi znaczniejsze emocje, niż sprawa katechez.
Ostatecznie okazało się, że p. Giertych został na stanowisku ministerialnym
zastąpiony przez p. prof. Ryszarda Legutkę. I oto na kilka tygodni przed
zakończeniem lata decyzja min. Legutki anulująca wyżej wspomnianą decyzję jego
poprzednika wzbudziła w krótkim czasie znaczny przypływ emocji, zdolny przebić
się ponad poziom szumu informacyjnego, wytwarzanego przez inne, donioślejsze,
wydawałoby się, wydarzenia. Hierarchowie Kościoła Katolickiego, w tym
arcybiskupi: Dziwisz, Głódź, Nycz i Życiński – z rzadko spotykaną u nich
zgodnością na tematy dotyczące życia publicznego! – wyrazili niepokój i
oburzenie odwołaniem zarządzenia, które nawet nie zaczęło jeszcze
obowiązywać.
Tymczasem Sojusz Lewicy
Demokratycznej skupił swoją uwagę – jeśli
chodzi o kwestie katechez w szkołach – na zapowiedziach walki z poprzednim
zarządzeniem (tym odwołanym przez min. Legutkę), tj. na zamiarze zaskarżenia
tego zarządzenia do Trybunału Konstytucyjnego. Jak widać, politycy lewicowi –
przynajmniej niektórzy – są opóźnieni w fazie. Skoro tak, to może warto byłoby
ich zachęcić, aby opóźnili się jeszcze bardziej i dzięki temu przypomnieli
sobie to, co głosili nieco wcześniej, aczkolwiek na inne tematy. Otóż SLD już niejednokrotnie
okazywał się dyżurnym stróżem tzw. "praw nabytych".
Najczęściej to dotyczyło emerytur funkcjonariuszy
ancien régime’u, chociaż nie tylko: co
jakiś czas SLD
odnajdywał jakąś kategorię swych potencjalnych wyborców, której można i warto
na tej właśnie drodze przypodobać się...
Czy jednak wiadomo komukolwiek o tym, aby towarzysze
politycy SLD
poszli do księży biskupów i księży arcybiskupów z podziękowaniami za podanie
pomocnej dłoni? Ani w pismach "młodego
Marksa", ani w proroctwach starego Ezechiela nie
przewidziano takiego obrotu spraw: że oto Czarni posłużą się argumentem, ulubionym przez Czerwonych! Słyszał to kto? Kościół – obrońcą praw
nabytych! Nie – nabytych przed wiekami, za czasów feudalizmu i sojuszu
Ołtarza z Tronem, ale stosunkowo świeżo, w Republice i to – w Republice,
rządzonej przez koalicję Czerwonych, Różowych i Zielonych (wspierającą rząd Tadeusza Mazowieckiego)! Dokładnie
tydzień temu (17 sierpnia) w artykule "Kościół zaakceptował zatruty dar
Giertycha" z
niepokojem pisał o tym redaktor naczelny "Dziennika" p. Cezary Michalski. Ale jakoś
politycy obozu
Lewicy nie kwapią
się do podziękowań. Może w trakcie kampanii wyborczej któryś z nich da się
znowu sfilmować kamerom telewizyjnym na jakimś słynnym klęczniku, np. na Jasnej
Górze? Jeden z nich już ma w tym niejaką wprawę... Ale na razie nie widać tych
objawów wdzięczności...
O czym to świadczy? Otóż, moim zdaniem, to świadczy o
prawdzie zawartej w Piśmie Świętym. Nie, nie mam na myśli stosunku do religii, który w kręgach lewicowych jest
dość... specyficzny. Mam na myśli
sprawy bardziej "prozaiczne".
Po pierwsze, lewicowcy myślą sercem, a nie mózgiem, TAM, w sercu jest ich rozum
(por.: "Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego
pochodzą złe myśli [...]"
– "Ewangelia
wg św. Marka",
rozdz. 7, w. 21), a serca – to wszak już wiadomo – mają "po lewej
stronie"... Gdyby bowiem angażowali do swoich wypowiedzi nie tylko
emocje, ale także intelekt, to – we własnym, choćby najbardziej egoistycznym,
interesie – wpadliby na pomysł odwdzięczenia się Episkopatowi, albo
przynajmniej do okazania, że w JAKIEJŚ kwestii Episkopat i SLD są "po tej samej
stronie". Po drugie zaś, ich skłonność do mówienia o jednych
rzeczach (np. o "prawach nabytych" tzw. "utrwalaczy władzy ludowej" albo o "neutralności światopoglądowej państwa"
w zakresie katechezy) a milczenia – o innych, świadczy o tym, czego w owych
ośrodkach uczuć, czyli w swoich sercach, lewicowcy mają pełno, albo nawet – więcej niż pełno ("z obfitości serca usta mówią" – "Ewangelia
wg św. Marka",
rozdz. 12 w. 34). Tak więc odpowiedź na
tytułowe pytanie brzmi tak oto: lewica ma rozum w sercach, a nie w mózgach.
Toruń,
24 sierpnia 2007 r.