<http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/archiwum/WlasnymZdaniem/art.aspx?aid=245&s=WlasnymZdaniem>
Niedawno
w instytucjach Unii Europejskiej rozległy się dość liczne głosy i protestu
przeciwko wydaniu angielskojęzycznej broszury polskiego eurodeputowanego, prof.
Macieja Giertycha, opatrzonej logo Parlamentu Europejskiego, a zatytułowanej "Civilisations
at war in Europe". W tych wypowiedziach przeważały dwa zasadnicze
zarzuty: rasizm i antysemityzm.
Te dwa epitety tak często pojawiają się łącznie, że od razu
wywołują sugestię, iż mowa nie o rasizmie "w ogóle", ale – o
wymierzonym w Semitów. (Niektórzy zapewne pamiętają, że w ONZ uchwalono już
przed kilku dziesiątkami lat rezolucję stanowiącą, iż „antysemityzm jest
formą rasizmu”.)
Jednak
już pierwsze wiadomości o reakcjach na broszurę Macieja Giertycha zawierają
szczegół, który zastanawia: otóż autor twierdzi, że Żydzi nie stanowią rasy.
Czyżby więc dopatrzono się rasizmu tam, gdzie go nie ma? Jak wiadomo, wrogość
narodowych socjalistów do Żydów opierała się m. in. na przeświadczeniu, że jest
to kategoria ludzi stanowiąca odrębną rasę i to rasę niższą, szkodliwą, a zatem
zasługującą na odmienne, gorsze traktowanie. Głoszenie takiej niechęci i
nienawiści jest oczywiście moralnie oburzające, a przy tym nierozumne z punktu
widzenia wiedzy. (Oczywiście, ofiarom ludzkich złych uczynków jest wszystko
jedno, czy owe uczynki wynikały z błędnego czy z trafnego
zakwalifikowania owych ofiar jako należących do jakiejś rasy czy wreszcie z
jakiegokolwiek innego powodu.) Trudno jednak praktykować rasizm (choćby
tylko w słowach!) wobec tych bliźnich, których jawnie uznaje się za nie
podlegających opisowi w kategoriach rasowych.
Pół wieku temu ukazała się po raz pierwszy w Polsce książka "Rozważania
o kwestii żydowskiej", napisana jeszcze w latach czterdziestych,
podczas II wojny światowej i krótko po niej. Jej autor wspomina o przypadkach,
kiedy to Żyd francuski nie był rozpoznawany jako Żyd przez niemieckich
nazistów, wytresowanych właśnie w rozpoznawaniu Żydów na podstawie cech ich
wyglądu (nie chodzi o ubiór, o pejsy, ale o wrodzone cechy ich ciał). Chociaż
na ogół społeczność żydowska w diasporze przestrzegała endogamii, jednak nie
była w tym konsekwentna, toteż po upływie pokoleń Żyd francuski i Żyd niemiecki
byli bardziej podobni odpowiednio do rodowitego Francuza i do rodowitego Niemca
aniżeli do siebie nawzajem, toteż Niemiec wytresowany w kierunku Żydów
niemieckich okazywał się bezradny wobec Żydów francuskich. Autor zresztą
powiada, że nie istnieje rasa żydowska, ewentualnie są różne rasy żydowskie.
Może więc chodzi o tożsamość autorów? Prof. Maciejowi Giertychowi nie pomaga
zawarte w tej broszurze zastrzeżenie, iż nie uważa Żydów za odrębną rasę, podczas
gdy tow. Janowi Pawłowi Sartre’owi (a to on napisał książkę "Rozważania
o kwestii żydowskiej")
bardzo bliskoznaczne stwierdzenie nie zaszkodziło. Może to jest
tak, że co wolno było lewicowcowi, tego nie wolno prawicowcowi? Może po prostu
chodzi o to, że skoro autorem owej broszury jest człowiek, znany jako
"narodowiec", to automatycznie każda jego wypowiedź o Żydach jest –
wskutek szczególnej alergii – uważana za "antysemicką", choćby wcale
taką nie była? Na podobnej zasadzie gorliwy duszpasterz mógłby odradzać swoim
współwyznawcom używanie podręcznika do chemii tylko dlatego, że jego autor jest
ateistą.
Prof. Giertych w ogóle niewiele napisał w broszurze o
Żydach. Miedzy innymi umieścił tam znamienną (a dla mnie nową) ciekawostkę.
Założyciel obozu narodowego Roman Dmowski kierując w 1904 r. do wydawcy swoje "Myśli
nowoczesnego Polaka" domagał się, aby drukowano w tej książce
słowo "Żyd", a nie "żyd". Chciał przez to zaznaczyć, że
traktuje tę kategorię ludzi jako odrębny naród, a nie jako
odrębną społeczność religijną. Zarzucono Dmowskiemu z tego (m. in.)
powodu antysemityzm. Giertych zaznacza, że obecnie Żydzi wolą pisownię
Dmowskiego (gdy chodzi o pisanie po polsku – w językach takich jak np. rosyjski,
niemiecki lub angielski nazwy narodowości i nazwy wyznań religijnych nie dają
się w taki sposób odróżnić w pisowni), chociaż nie dodaje, że odium antysemity
z Dmowskiego bynajmniej nie zostało zdjęte... Swoją drogą, cóż nieprzyjaznego
Żydom kryje się w określeniu ich jako "narodu", skoro historyczna
tożsamość Żydów została wytworzona właśnie przez religijnie motywowane
przeświadczenie, że właśnie stanowią naród, i to nie pierwszy lepszy, ale –
Naród Wybrany...?
Broszura prof. Giertycha w
znacznej mierze jest poświęcona relacjonowaniu (owszem, z aprobatą) poglądów
Feliksa Konecznego (1862-1949), polskiego historyka i historiozofa. Jest to
dość naturalne, bowiem koncepcje tego uczonego cieszyły się i cieszą się nadal
popularnością u polskich narodowców, do których autor broszury siebie zalicza.
W pewnych szczegółach autor uznał za stosowne korygować lub krytycznie
komentować ustalenia Konecznego (chociaż sam jest biologiem, a nie
historykiem). W jakimś zakresie prof.. Giertych argumentacja nawiązującą do
teorii Konecznego posłużył się w celu deprecjonowania piłsudczyzny, wielkiej
historycznej rywalki obozu narodowego, co też jest mało dziwne w wykonaniu
narodowca. Jeśli jednak publikacja Macieja Giertycha zbiera cięgi od tych,
którzy chcą okazać, jak bardzo są czujni i wrażliwi na "antysemityzm"
i "rasizm", to takie same cięgi już od dobrych kilku dziesięcioleci
powinny zbierać książki Feliksa Konecznego. Przypomina to zatem – z zachowaniem
należnej proporcji – niewczesne oburzenie tropicieli „antysemityzmu” na jedno
zdanie w filmie "Pasja" Mela Gibsona, jak gdyby nie
było ono znane od niemal dwudziestu stuleci z Ewangelii (“Krew Jego na nas i na dzieci nasze”; Mateusz 27:25).
Maciej Giertych zatytułował swoją broszurę "Wojna
cywilizacji w Europie". Może to wywoływać mylne wrażenia – tym
bardziej, że w tekście jest mowa o cywilizacji łacińskiej jako o
"najwyższej", skąd już niedaleko do wyobrażeń, jakoby autorowi
chodziło o uzasadnienie nawet wielkich okrucieństw, właściwych działaniom
zbrojnym, w imię przyszłego zwycięstwa cywilizacji łacińskiej. W rzeczywistości
jest inaczej. Dumne miano najwyższej, przyznane przez autora (w ślad za
Konecznym) cywilizacji łacińskiej, nie jest wyrazem egocentrycznej postawy
„nasze, a więc cenniejsze”, lecz skonstatowaniem fakt, że spośród wszystkich
cywilizacyj to łacińska stawia swoim uczestnikom najwyższe wymagania. Wojna zaś
nie musi oznaczać (i na ogół nie oznacza) fizycznej walki między
przedstawicielami różnych cywilizacyj, chociaż toczy się nieustannie i to na
wszystkich możliwych frontach: każda cywilizacja walczy (tj.: współzawodniczy)
z każdą. Głównie to przejawia się jednak w... edukacji, mianowicie, gdy dzieci
osób należących do jednej cywilizacji są wychowywane przez nauczycieli
reprezentujących inną cywilizację.
Chciałoby się w tym miejscu odwołać się do luźnej analogii z
problematyką tzw. doboru naturalnego, badaną w biologii: w potocznym odbiorze
kojarzy się to z walka pomiędzy osobnikami należącymi do różnych gatunków
(drapieżniki zjadające swoje ofiary), naprawdę zaś w tej koncepcji chodzi o
współzawodnictwo miedzy osobnikami tego samego gatunku (gdzie stawką niekiedy
nie jest własne życie osobników, ale możliwość ich rozmnożenia się czyli
przekazania "swoich genów" potomstwu). Prof. Giertych – chociaż
biolog – nie posłużył się tym podobieństwem, bowiem jest przeciwnikiem (a nie
zwolennikiem) teorii ewolucji. (Nie jest wykluczone, że najsłynniejszy polski
narodowiec Roman Dmowski, z wykształcenia również biolog, byłby skłonny takie
porównanie czynić...)
Gdy myślimy o ludziach reprezentujących odmienną
cywilizację, to zapewne mamy na ogół przy tym wyobrażenie ludzi, którzy
mieszkają na innym kontynencie, maja inny kolor skóry, inaczej ubierają się i
mieszkają, co innego jedzą i wyznają inna religię. Taki stereotyp jest mylny,
przynajmniej w zestawieniu z pojęciem cywilizacji, o jakim tu mowa. Przeciwnie,
autor broszury ilustruje na rozlicznych przykładach, że podział na rasy i
podział na cywilizacje to dwa podziały, które nie mają ze sobą nic wspólnego:
ludzie jednej rasy mogą żyć w różnych cywilizacjach i odwrotnie – ludzie żyjący
w jednej cywilizacji mogą należeć do różnych ras. (Prof. Giertych, właśnie jako
biolog, mógłby ulec zawodowej skłonności ku posługiwaniu się naukowym
znaczeniem słowa "rasa"; przy takowym gatunek ludzki dzieli się na
trzy odmiany, czarną, żółtą i białą, a te dopiero dzielą się na dziesiątki
różnych ras – jednak faktycznie używa w swej broszurze słowa "rasa" w
sensie potocznym, odpowiadającym naukowemu pojęciu "odmiany".)
Maciej Giertych przypisał Niemcom zwyczaj tytułowania
"wielkimi" tych swoich przywódców, którzy niemoralnymi sposobami
osiągali znaczne sukcesy, jak król pruski Fryderyk Wielki von Hohenzollern albo
kanclerz II Rzeszy ks. Otto von Bismarck – do tow. Adolfa Hitlera to już się
nie odnosi (od czasu, gdy przegrał). Powszechny kult państwa, właściwy
cywilizacji bizantyjskiej (jak w ślad za Konecznym pisze o Niemczech prof.
Giertych) to dość niemiła dla Niemców konstatacja, niemniej jednak to nie z ich
kraju posypały się gromy na głowę autora, nie proklamowano go tam
"germanofobem". Podobnie gdy opisywał rzeczywistość Rosji w
kategoriach cywilizacji turańskiej – "naturalnym" stanem jest tam w
myśl tego opisu bardzo silna władza jednostki, jak na przykład Józefa Stalina
albo Włodzimierza Putina, nie zaś okresy rozprzężenia ("smuty")
jak za cara Mikołaja II Romanowa albo prezydentów Michała Gorbaczowa i Borysa Jelcyna. Mimo, że prof. Giertych nie zawahał się w tej ilustracji wskazać
aktualnej głowy państwa rosyjskiego, to również stamtąd nie rozległy się głosy
oburzenia ani protestu. Nie przypięto prof. Giertychowi etykietki
"rusofoba" – a byłoby to "faktem prasowym" o
szczególnym, efektownym wydźwięku, skoro ludzie obozu narodowego (nie bez
powodów) maja opinię "rusofilów" – gdy są krytykowani w Polsce, to często
właśnie za to...
Natomiast cała uwaga autorów protestów jest skupiona na tym
fragmencie broszury, gdzie jest mowa o cywilizacji żydowskiej. Maciej Giertych
napisał tam kilka akapitów o relkacjach miedzy narodem żydowskim a
chrześcijaństwem, ale nie to okazało się "kamieniem obrazy", choć
pisał oczywiście z chrześcijańskiego punktu widzenia. Chodziło o
dobrowolną odrębność Żydów żyjących w diasporze. Maciej Giertych napisał tam
również to, że uznawanie antysemityzmu za rasizm jest nieporozumieniem (a więc
wbrew niegdysiejszej rezolucji ONZ-owskiej). To, że polscy Żydzi są podobni do
Polaków, a etiopscy – do Etiopczyków,
jest zbieżne z opinią Sartre’a. Ale sugestia, że endogamia (zawieranie
małżeństw w obrębie danej kategorii ludzi), nawet jeśli nie jest całkowicie
konsekwentnie przestrzegana, prowadzi do pewnych różnic biologicznych (w tym
wypadku między Żydami a nie-Żydami) to zdanie, które dla biologa jest niemal
oczywiste (po prostu pewne pule genowe co najwyżej bardzo rzadko podlegają
mieszaniu), dla innych okazało się czymś nie do zniesienia. (Może ci inni dopatrują
się w tym takiego wybiegu, że prof. Maciej Giertych odżegnuje się od rasizmu, a
w każdym razie od postrzegania Żydów po rasistowsku, tylko po to, aby ów rasizm
wpuścić tylnymi drzwiami z powrotem?) Owszem, prof. Giertych popełnił znaczne
uproszczenie twierdząc, że dopiero w zasięgu rządów Hitlera żydowskie getta
stały się przymusową formą terytorialnej separacji Żydów od pozostałej
ludności – w odleglejszej przeszłości
również przymusowo oddzielano Żydów (a raczej – żydów) od chrześcijan różnymi sposobami.
Zarazem jednak żydom zależało na tym, aby nie tylko zawierać małżeństwa pomiędzy
sobą, ale także – na posiadaniu swojego samorządu, sądownictwa i szkolnictwa –
na przykład w szlacheckiej Polsce w znacznym stopniu cieszyli się tą
odrębnością (i dlatego na jej obszarze przetrwali tak licznie jako odrębna
społeczność, nie wtopiona w otoczenie, aż do czasów Zagłady).
Co ciekawe, część broszury poświęcona cywilizacji arabskiej,
nie wzbudza takich emocjonalnych wyrazów oburzenia ani protestów. Nawet w
płaszczyźnie religijnej, która w ostatnich latach bywała dziedziną gwałtownych
wzrostów negatywnych uczuć na styku islam – świat zachodni. Pamiętamy wszyscy,
jakim niepokojącym echem rozległo się jedno zdanie, wypowiedziane przez papieża
Benedykta XVI, i to tylko jako cytat cudzej wypowiedzi sprzed setek lat...
Takim potencjalnie niebezpiecznym zdaniem u prof. Giertycha jest sugestia, że
(tylko) nieliczni muzułmanie znają Koran. Jeszcze bardziej zapalnym jest
wyrażenie "terroryzm islamski" zawarte pod koniec owej część broszury
profesora.
Chociaż Maciej Giertych przypomniał średniowieczną arabską
(ściślej – mauretańską) inwazję na Półwysep Pirenejski, nie został z tego
powodu napiętnowany mianem "antysemity". A przecież nie tylko Żydzi są Semitami! – o czym nie omieszkał
przypomnieć w już tu cytowanej książce Sartre (aczkolwiek stosownych wniosków z
tego nie wyciągnął). Na domiar wszystkiego, Arabowie nie zatracili (w tak
decydującym stopniu jak Żydzi) swoich wspólnych cech antropologicznych, toteż
gdy młodzież arabska wywołuje zamieszki w wielkich miastach francuskich,
tamtejsza prasa lękliwie, w nadgorliwej dbałości o poprawność polityczną,
wystrzega się słowa "Arabowie" i pisze tylko "młodzi", w
obawie przed posądzeniem o wzniecanie niechęci rasowej (do Arabów) u swych
czytelników. Otóż w rodzinie narodów semickich Arabowie są narodem
najliczniejszym, prawdopodobnie stanowią liczebną większość wśród wszystkich
obecnie żyjących Semitów. Tylko patrzeć, a skorzystają z przykładu
rosyjskich XIX-wiecznych panslawistów, którzy interes wszystkich Słowian
egoistycznie utożsamiali z interesem Rosji (Polacy byli wtedy jedynym narodem
słowiańskim, w którym ta ideologia była niepopularna, stąd odsądzano nas jako
wyrodnych braci, zdradzających wspólna sprawę Słowian). Cóż by więc
przeszkodziło Arabom podczepić się pod tak nośną idee walki z
antysemityzmem...?
Pod koniec swojej broszury prof. Giertych wraca do
problematyki edukacji. Ubolewa nad tym, że w dzisiejszej Europie władza
rodzicielska została bardzo znacznie ograniczona na rzecz systemu oświatowego –
w każdym razie na tym obszarze, na którym władza rodzicielska mogłaby chcieć
bronić tradycyjnego, ukształtowanego przez katolicyzm systemu poglądów i
wartości. Kto wie, czy nie tu leży faktyczny
powód namiętnej krytyki owej broszury? Tu, jak również we fragmencie,
poświęconym cywilizacji bizantyjskiej, gdzie autor ubolewa z powodu
"przeregulowania" w Unii Europejskiej i z powodu rozdziału pomiędzy
etyka a polityka w UE. To ta krytyka różnych unijnych zjawisk wydaje mi się
rzeczywistą przyczyną znacznej części oburzenia, wznieconego przeciwko autorowi
broszury. Kwestie „antysemityzmu” i "rasizmu" wydają mi się pretekstami,
wybranymi dlatego, że są to epitety, nacechowane jak najgorszymi skojarzeniami
i dlatego jest dogodnie występować na pozycji przeciwnika rasizmu i
antysemityzmu.
O rasach prof. Giertych pisze w owej broszurze bardzo mało,
absolutnie nie wdając się w porównywanie albo wartościowanie ras, nie odnosi
się do jakichkolwiek konfliktów międzyrasowych, zajmuje się w tym tekście walką
między cywilizacjami, a nie pomiędzy jakimikolwiek innymi zbiorowościami
ludzkimi. Zarzut "rasimu" przeciwko tej książeczce nie może być
postawiony, a skoro jednak go wypowiedziano, to (najdelikatniej rzecz ujmując)
wskutek dalece sięgającego nieporozumienia. Zarzut "antysemityzmu" na
podstawie zawartego w broszurze spostrzeżenia o żydowskiej skłonności do
osobnego życia jest tak samo zasadny, jak opisany w tejże broszurze przykład
takiego samego zarzutu przeciwko Dmowskiemu, odwołującego się do ortografii –
czyli równie bezzasadny jak „rasizm”. (Pamiętajmy, ze antysemici przypisywali
Żydom zupełnie przeciwną cechę, proklamując ją jako wadę: sugerowali, że
mianowicie Żydzi ukrywają swoje pochodzenie zmieniając nazwiska, wyznanie i
stroje, aby podstępnie wcisnąć się pomiędzy nie-Żydów.) Również w tym wypadku
można mówić o dalece sięgającym nieporozumieniu.
Nie jest moja intencją obrona innych (niż zawarte w
inkryminowanym tekście) wypowiedzi prof. Macieja Giertycha. Nie jestem
zwolennikiem jego obozu politycznego ani... przeciwnikiem tegoż – moje własne
poglądy polityczne dają się określić bez odniesienia ich do tego, co głoszą
prof. Giertych i jego polityczni przyjaciele. Niemniej jednak seria głosów
piętnujących jego broszurę o cywilizacjach jest w moim przekonaniu oparta na
nietrafnych zarzutach i stanowi przykład sztucznego wywoływania pozornego
problemu. Gorzej – stanowi przejaw krępowania wolności słowa bardziej
niż potrzeba, na zasadzie szantażu moralnego: nie poruszaj pewnych tematów
wcale, bo zakrzyczą ciebie, żeś antysemita i rasista, a w końcu postawią ciebie
do takiego kąta, w którym będziesz musiał wstydzić się nie tylko za to, co
tobie zarzucono, ale także za najgorsze zbrodnie narodowych socjalistów.
Toruń, 16 marca 2007 r.