Konrad Turzyński
Znamienna rola uczuć...
Osoby, których stosunek do Jacka
Kuronia jest nacechowany bardzo
uczuciowo (tj. wrogo albo przyjaźnie), traktują niedawny artykuł z "Życia Warszawy" jako coś, co o
Kuroniu świadczy źle.
Dla jednych to
sukces, dla innych to przykrość, potwarz rzucona na zmarłego polityka,
lidera "lewicy laickiej"
(30 lat temu tak właśnie nazwanej przez swojego czołowego działacza Adama
Michnika). Na tym tle wyraźnie odróżnia się opinia np. prof. Antoniego Dudka,
historyka z IPN, według którego w żadnym razie to nie świadczy o tym,
jakoby Jacek Kuroń był konfidentem SB (zdaniem A. Dudka nawet sam charakter
owych esbeckich dokumentów nie wskazuje na zasadność takich oskarżeń).
Zdanie Władysława
Frasyniuka przypominające, że tuż przed odkrągłym stołem reżym dawał do
zrozumienia, iż nie zgodzi się na udział Jacka Kuronia i Adama Michnika w
konferencji okrągłego stołu, świadczy o tym, że Władysław Frasyniuk nie wie
(albo nie pamięta), iż reżym udawał wstręt – chyba po to właśnie, aby oddalić
od tych dwóch ludzi podejrzenia, jakoby byli niereprezentatywni dla "strony
społecznej". (Socjolog z UMK w Toruniu, prof. Andrzej Zybertowicz w
książce "W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ
postnomenklaturowy" już w 1993 r. – retorycznie pytając –
sugerował taką możliwość.) Sensacja wokół rozmów z esbekami mających charakter
negocjacji jest sztuczna, podobnie
jak wokół pamiętnej wypowiedzi Krzysztofa Wyszkowskiego w Radiu Maryja o Lechu
Wałęsie jako o TW "Bolek".
Przecież i o
jednym (zarzut konfidenctwa wobec Wałęsy), i o drugim (niejawne negocjacje z
esbekami w II połowie lat osiemdziesiątych) można było przeczytać już kilkanaście lat wcześniej! Anna Walentynowicz
i Andrzej Gwiazda wygłaszali taką niepochlebną opinię o Lechu Wałęsie co
najmniej od 1992 r. (np. Andrzej i Joanna Gwiazdowie w miesięczniku "Poza Układem" z lipca 1992 r.,
zaś Anna Walentynowicz w tygodniku "TAK" z 29 maja 1992 r.). Zaś w tym właśnie (lub następnym: 1993)
roku w książce pt. "Lewy czerwcowy" na str. 192-193 przypomniano
wypowiedź Jana Lityńskiego (człowieka ze środowiska bardzo bliskiego Kuroniowi,
a więc tu jest wykluczona stronniczość wymierzona w niego!) z "Tygodnika Mazowsze" nr 181 z 24 IX
1986 r., mówiącą wprost o rozmowach z min. Kiszczakiem i podległymi jemu
funkcjonariuszami, przeprowadzonych przy okazji pamiętnej abolicji (11 IX 1986
r.), właśnie jako o "negocjacjach
politycznych". W wypowiedzi Jana Lityńskiego nie ma co prawda mowy o
uczestnictwie Jacka Kuronia w owych rozmowach z funkcjonariuszami MSW, jednak
jego własne słowa na łamach tej samej podziemnej gazety (por.: Jacek Kuroń, "Upór
i cierpliwość nie wystarczą", "Tygodnik Mazowsze", nr 191 z 10
grudnia 1986 r.) podkreślają kilkakrotnie znaczenie daty 11 września 1986 r.
Proporcjonalnie do wielkości krajów Polska miała dokładnie 20 lat temu – czyli
na 15 lat przed pamiętnym zamachem terrorystycznym – swój własny 11 września,
przy wszystkich innych różnicach podobnie przełomowy jak ten amerykański...
W wypadku audycji
z udziałem Krzysztofa Wyszkowskiego najwidoczniej chodziło nie o to, co
tam powiedziano, ale gdzie (=
w Radiu Maryja). Może najnowsza burza jest spowodowana tym, że ujawnione
29 sierpnia 2006 r. notatki służbowe mjr. Jana Lesiaka (i innych esbeków) wzmacniają tezę, zawartą w tytule
książki prof. Dudka pt. "Reglamentowana rewolucja"?
Jest znamienne,
że wypowiedzi Romana Giertycha i potem dwóch mniej znanych posłów LPR,
przypisujące Jackowi Kuroniowi "zdradę narodową" (Giertych)
oraz "współpracę z SB" (owi dwaj posłowie) pojawiły się później,
niż owe nader emocjonalne wypowiedzi "obrońców" Kuronia. Ta właśnie
kolejność inwektyw – najpierw mających służyć jakoby obronie pamięci zmarłego
polityka, a potem innych, godzących w tę pamięć – pokazuje, że obrońcy
Kuronia naprawdę bronili nie jego, lecz pięknej legendy – o tym, jak to
jedno środowisko polityczne ("lewica laicka" właśnie) po
cichu, ale skutecznie zabiegało o to, aby okazało się potem "reprezentatywnym"
dla strony społecznej podczas publicznych negocjacji przy okrągłym stole. W
tamtym czasie też takie opinie o ambicjach "lewicy laickiej"
były formułowane. Gdy przebywający na Zachodzie działacz Solidarności Walczącej
napisał to na łamach periodyku, nie nadającego się do podejrzeń o jakąś fobię
wymierzona w tę właśnie "lewicę laicką" (por.: Andrzej
Kołodziej, "Współrządzić czy konspirować?", "Kultura" nr 9(492),
wrzesień 1988 r.), wkrótce bardzo namiętnie zaprotestowała przeciwko
temu znana (ale wówczas używająca męskiego pseudonimu) publicystka ze
środowiska owej lewicy (por.: Jan Klincz, "Mniej i bardziej prynycypialnie",
"Tygodnik
Mazowsze" nr 268 z 26 października 1988 r.). Opinię Kołodzieja skwitowała
dość ostrymi słowami, bez wgłębiania się w jakiekolwiek szczegóły, za to
posłużyła się argumentem z gatunku: "A u was biją Murzynów" –
chodziło o wypowiedź Kołodzieja, nadaną przez reżymową telewizję na początku
stanu wojennego, chociaż została nagrana w czechosłowackim więzieniu, gdzie
wtedy Kołodziej odbywał karę zasądzoną przez tamtejsze władze, i to – nagraną
za pomocą ukrytej kamery. Podstępnie nagrane przez polską bezpiekę rozmowy
Bogdana Lisa z esbekami na spotkaniu w gdańskim hotelu zostały skomentowane
przez Adama Michnika w jego książce "Takie czasy... Rzecz o
kompromisie" o wiele bardziej łagodnymi wyrazami. Widocznie
zadziałał mechanizm IFF (= Identification
Friend or Foe – "rozpoznawanie
swój czy obcy"; tak w lotnictwie NATO nazywa się urządzenie,
pozwalające automatycznie odróżniać na polu walki samoloty nieprzyjacielskie od
własnych), co wolno Lisowi, tego nie wolno Kołodziejowi. W nowszych czasach ten
mechanizm również dał o sobie znać, gdy wyszło na jaw, kogo uczestnictwo w
niegdysiejszej Radzie Konsultacyjnej przy gen. Jaruzelskim kompromituje, a kogo
– niekoniecznie.
Notatki służbowe
esbeków z rozmów z Jackiem Kuroniem nie dają się potraktować jako esbeckie
fałszywki, skoro sam Lech Wałęsa potwierdził wkrótce potem, jakoby to on sam
upoważnił m. in. tego polityka do prowadzenia takich negocjacji. Na dodatek w
Toruniu 8 września 2006 r. gazeta "Nowości" przypomniała jeszcze inną tego rodzaju notatkę, z 18
czerwca 1980 r., z rozmowy szer. mgr. Wiesława Modrakowskiego z Jackiem
Kuroniem w areszcie MO w Chełmży. Dlatego tym razem oberwało się nie esbekom,
ale pracownikom IPN (epitet "nieświęci młodziankowie" użyty
przez Adama Michnika).
Jacek Kuroń nie
potrzebuje obrony przed twierdzeniem, że realizował linię polityczną, do której
w znacznej mierze od dawna otwarcie przyznawał się – on i jego
najbliżsi współpracownicy, m. in. Jan Józef Lipski i Adam Michnik – już np. w marcu, październiku oraz
listopadzie-grudniu 1979 r. na łamach KOR-owskiego miesięcznika "Biuletyn Informacyjny": porozumieć się
z tymi, z którymi to jest możliwe w obozie władzy, aby zapobiec wybuchowi
społecznemu (oponentem "lewicy laickiej" w owej sprawie był w
tym samym miesięczniku dzisiejszy minister Ludwik Dorn – tamże, styczeń 1980
r.). Kuroń zapewne do końca życia uważał to nie za coś godnego wstydu, lecz –
przeciwnie. Być może teraz z zaświatów dziwi się: o co tyle hałasu?
Toruń, 11 września 2006 r.