Konrad Turzyński
Non possumus!
Jego
Świątobliwość papież Jan Paweł II wypowiedział się o sprawie przystąpienia
Polski do Unii Europejskiej. Aktualność tego zagadnienia sięga zenitu, bowiem
wkrótce wszyscy pełnoletni obywatele Polski będą mieli sposobność głosować w
referendum nad tym zagadnieniem.
Czy
autorytet widzialnej głowy Kościoła Katolickiego – w wypadku Karola Wojtyły,
aktualnie sprawującego ten Urząd Piotrowy, autorytet
szczególnie wysoki – jest tak wielki, że spór między zwolennikami a
przeciwnikami przystąpienia do Unii Europejskiej został wreszcie unieważniony? Czy może katolicy powinni
kierować się dogmatem o nieomylności papieskiej i poniechawszy udziału w tym
sporze powinni gremialnie, w duchu synowskiego posłuszeństwa głosować
"TAK"? Czy wreszcie ci katolicy, którzy są rodakami Jana Pawła II,
powinni tym bardziej gorliwie poprzeć akcesję naszego kraju do UE?
Kościół
Katolicki czyli "powszechny" jest – z
założenia – rzeczywistością przekraczającą bariery między narodami, państwami,
kontynentami, cywilizacjami. Istnieje dla całej ludzkości i, na dobra sprawę,
nie ma powodu, żeby jego najwyższy duchowy przywódca zajmował się tak
incydentalnymi (z punktu widzenia wieczności) zagadnieniami, żeby ryzykował
angażowanie powagi Objawienia, którego jest depozytariuszem, we
współzawodnictwo między środkami władzy politycznej albo między systemami
poglądów na to, jak urządzać doczesny świat. Szczególnie zaś nie ma powodu,
aby najwyższy pasterz Kościoła miał wzgląd na to, co jego samego ukształtowało
– narodowość, język, rasę... Jeśli jednak czasem tak czyni – bez względu na to,
komu albo czemu w ten sposób sprzyja bardziej – to tym
samym podejmuje ryzyko, o którym powyżej mowa. Ze wszystkimi możliwymi tego
następstwami.
Ci,
którzy do ostatniej chwili sami chcieli wierzyć i przekonywali innych, że Jan
Paweł II nie popiera Unii Europejskiej, lecz zupełnie inną zasadę jedności Europy, powinni mieć
odwagę odwołać ten swój pogląd. (To jednak ich kłopot, na szczęście mnie on
ominął...) A o ile przedstawiali siebie samych jako w pełni zgodnych z
papieżem Janem Pawłem II, o tyle powinni mieć także odwagę powiedzenia: tu
różnimy się od papieża; wolno nam mieć taki pogląd na UE, podobnie jak wolno
papieżowi mieć w tej samej sprawie pogląd inny. Starożytna chrześcijańska zasada powiada: "in necessaris unitas,
in dubiis libertas, in
omnibus charitas", czyli: "w sprawach ważnych jedność, w wątpliwych
wolność, [a] we wszystkich – miłość". Tak więc
bycie uważnym i pokornym słuchaczem nauczania papieskiego wcale nie oznacza
konieczności akceptowania poglądu Ojca Św. na sprawę przystąpienia albo nieprzystąpienia Polski – jego i naszej wspólnej ojczyzny –
do Unii Europejskiej.
Zagadnienie
akcesji unijnej niewątpliwie posiada wymiar moralny: albo lepszym będzie
dla Polski należenie do UE, gorszym zaś pozostawanie poza nią, albo odwrotnie
(chyba, że jedno i drugie to sytuacje moralnie równocenne,
czego z góry wykluczyć nie można; jednak pytanie w referendum nie zawiera
kratki z trzecią odpowiedzią). Dogmat o nieomylności papieża, sformułowany
przez Sobór Watykański I w XIX wieku, orzeka, że przywilej ten, dzięki
"asystencji Ducha Świętego" – przysługuje widzialnej glowie Kościoła Katolickiego wtedy, kiedy są łącznie
spełnione cztery następujące: 1° wypowiada się na temat wiary lub
moralności chrześcijańskiej, 2° czyni to pozostając w łączności z
"braćmi w biskupstwie", 3° wypowiada się "ex
cathedra", występując oficjalnie i uroczyście jako papież, a nie jako
prywatna osoba, 4° wyraźnie powołuje się na ów dogmat. Wszystkie
wypowiedzi Jana Pawła II na temat UE, w tym także ta,
wygłoszona w polskim Zgromadzeniu Narodowym w czerwcu 1999 roku, i najnowsza,
która rozbrzmiewała na pl. św. Piotra w Rzymie, nie korzystają z
dogmatycznie zdefiniowanego przywileju nieomylności, bowiem nie zostały
spełnione przynajmniej dwa warunki (drugi i czwarty). Więcej: papież nie
posunął się do tego, aby katolików, przeciwnych przystąpieniu do UE, zaliczyć (jak to
dokładnie o 2 tygodnie wcześniej uczynił J.E. arcybiskup
lubelski, ks. prof. Józef Życiński) do jakiegoś innego kościoła niż Kościół
Katolicki – laicki tygodnik "Wprost" wyszedł już naprzeciw arcybiskupiemu radykalizmowi i
wymyślił nazwę dla tego nowego kościoła: "Kościół Toruńsko-Katolicki"
(w odróżnieniu od "Rzymsko-Katolickiego" – i w iście laickim zaniedabniu ważnego faktu, że "rzymskim", albo
innym, w obrębie Kościoła Katolickiego może być obrządek, jednak bez
różnicy co do wiary i co do podległości papieżowi; no, ale, jako się rzekło,
jest to tygodnik laicki własnie...).
Papież
w tym samym, rzymskim przemówieniu przypomniał, że perspektywą już bardzo
bliską jemu osobiście jest perspektywa wieczności. Zapewne, jako osoba, która
nie utraciła obywatelstwa polskiego, będzie uczestniczył w referendum
akcesyjnym i na pytanie referendalne odpowie
pozytywnie. Jednakże większość Polaków, żyjąc w kraju, chcąc nie chcąc
(po)kieruje się w tym względzie perspektywa doczesną, bo zresztą
przede wszystkim tej perspektywy dotyczy decyzja, którą mamy podjąć
referendum. I to głównie my, Polacy żyjący w kraju, tu mający swoich
najbliższych, a zwłaszcza swoje dzieci, będziemy (wspólnie z tymi dziećmi)
ponosić skutki wypadkowej naszych indywidualnych wyborów. Jeśli większość nas
wybierze Unię, to nasze dzieci będą żyły w Unii, w przeciwnym razie
będą żyły w Polsce będącej poza UE. Nas – w odróżnieniu
od Jana Pawła II – będą (w tym pierwszym wypadku) dotyczyły ciężary
finansowe płacenia składki unijnej przez Polskę (ok. 500 zł za rok 2005 w
przeliczeniu na jednego zatrudnionego mieszkańca Polski!) To my będziemy
musieli stawić czoła wszystkiemu temu, co w Unii Europejskiej niepokoi
papieża: laicyzmowi, "cywilizacji śmierci", życiu "tak, jak
gdyby Boga nie było".
Czy
Polak-katolik dobrze uczyni, głosując – po zachęcie ze strony papieża – w
referendum TAK, jeśli potem będzie się przyglądał satysfakcji, jaką tym samym
sprawi Niezależnej Inicjatywie Europejskiej (z posłem – nomen omen – Gadzinowskim na jej
czele), którą założył Jerzy Urban w celu przystosowania Polski do NEGATYWNYCH
"standartów unijnych"? Polska w Unii to trudniejsza obrona
przed "wolnością od pasa w dół";
ufam, że nie o to chodzi papieżowi-Polakowi? Polska w Unii to także utrwalenie
socjalizmu,
a więc – biurokracji, wzrostu podatków, drożyzny, kryzysu gospodarczego,
bezrobocia i innych "plag egipskich"; ufam, że nie po to prymas Wyszyński i papież Wojtyła
przeprowadzali swój, nasz naród przez Morze
Czerwone socjalizmu (jak Mojżesz –
Hebrajczyków przez geograficzne Morze Czerwone), abyśmy mieli znaleźć się w Obozie Socjalistycznym au rébour? Mieliżbyśmy spokojnie głosować "TAK" w
referendum, aby potem przyglądać się, jak zaciera ręce z zadowolenia Jerzy
Urban, który już nieraz okazywał w bardzo nieelegancki sposób lekceważenie i
pogardę osobie Jana Pawła II?
Albo
może inaczej: czy rozumni rodzice doradzaliby swojemu dziecku, wahającemu się co do wyboru współmażonka,
podjęcie podobnego ryzyka? Synowi – ożenek z tzw. kobietą upadłą, albo córce –
wyjście za mąż za stręczyciela? Myślę, że nie... Gdyby zaś byli to ludzie
biegli w "Piśmie
Świętym", powołaliby się raczej na radę św. Pawła Apostoła: "A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego
męża? Albo czy jesteś pewien, mężu, że zbawisz twoją żonę?" ("Pierwszy list do Koryntian", rozdz. 7, w. 16). Czy jesteś pewien, Polaku, że
nawrócisz Holendra? Sapienti sat...
Toruń, 21 maja
2003 r.