Konrad Turzyński

Les proportions gardées?








       Polemika pani Ewy Polak­Pałkiewicz z panem Rafałem A. Ziemkiewiczem na temat Radia Maryja ("NCz!" nr 50/1996, str. VII/VIII) zbulwersowała mnie bardziej niż zaatakowany przez nią tekst. P. Ziemkiewicz jest tak bardzo błyskotliwy, że wystarczająco skutecznie sam się obroni pod każdym względem, pod jakim to w ogóle jest możliwe. Ale, chociaż cenię oboje autorów, nie mogę sobie odmówić próby wtrącenia swoich "trzech groszy".

        W felietonie Między Rydzykiem a Michnikiem ("NCz!" nr 48/1996, str. XXIV) jedyne, co mnie zabolało, to uznanie ks. Rydzyka za bardziej szkodzącego Kościołowi niż "dziesięciu Urbanów". Aktywność p. Jerzego Urbana w tygodniku "Nie" oceniam tak bardzo negatywnie, że... no, brak mi słów na takie zestawienie szkodników. [Niemniej jednak podzielam zasłyszany rok temu pogląd, że wynik pierwszej tury ówczesnych wyborów prezydenckich był wspólnym – chociaż nie uzgodnionym! – sukcesem ks. Rydzyka i red. Urbana. Z mojego (i nie tylko) punktu widzenia – sukcesem bardzo niefortunnym dla Polski.]

        Pan Rafał A. Ziemkiewicz jest autorem ("NCz!" nr 13/1992, str. VII­IX) najlepszego ze znanych mi tekstów demaskujących rolę p. Jerzego Urbana (co może zwiększa powagę powyższego zarzutu), ale zarazem uniemożliwia połączenie tych dwóch publicystów pod jakimkolwiek wspólnym szyldem – czy to "lewackości", "antyreligijności", czy tylko "udawanego liberalizmu" – co usiłuje zrobić autorka. Dlatego nie rozumiem, czemu ma służyć zestawianie p. Ziemkiewicza z ludźmi, których pretensje do Radia Maryja z czegoś innego wynikają i na czymś innym polegają. Albo się wie, co pisuje p. Ziemkiewicz, i w takim razie nie należy upowszechniać takich fałszów na jego temat, albo się nie wie, a więc – należy unikać nieumyślnego zafałszowania obrazu jego publicystyki! Do tego wątku jeszcze wrócę na końcu tego tekstu.

        Nie mieszkam w Warszawie jak p. Ziemkiewicz, więc nie wiem, ale podejrzewam, że wcale nie musi być fałszywym zdanie, iż on dopiero od niedawna słucha tej toruńskiej rozgłośni; moi znajomi spod Warszawy jeszcze dwa miesiące temu mówili, że nie są w stanie (technicznie) słuchać Radia Maryja, natomiast mogą odbierać warszawskie diecezjalne Radio Józef.

        Za to jako osoba słuchająca Radia Maryja od początku (czyli przez 5 lat, chociaż stopniowo coraz rzadziej) po prostu wiem, że na pewno nie jest prawdziwa informacja podana przez panią Polak­Pałkiewicz, jakoby p. Lech Wałęsa nie był zapraszany do tej rozgłośni nawet w czasie kampanii prezydenckiej. Właśnie był, i to właśnie podczas owej kampanii! Mieszkam w Toruniu i tego dnia przejeżdżałem, autobusem linii 26 obok siedziby Radia Maryja, na uniwersytet, gdzie kończył się właśnie zjazd filozoficzny; widziałem wtedy tłum ludzi i samochodów ściągnięty przed siedzibę tej rozgłośni właśnie obecnością prezydenta – to działo się 9 września 1995 r., a więc na pewno podczas kampanii wyborczej.

        Wcześniej, w środku lata, o. Tadeusz Rydzyk przyznał, że jego zdaniem żaden z prawdopodobnych kanydatów na prezydenta (a więc także p. Wałęsa) nie nadawał się do tego urzędu, ale potem poparcie Radia Maryja dla tego jednego kandydata było aż nadto jednoznaczne i wyraźne. O ile pamiętam, to nawet w publicznej wypowiedzi katolickich biskupów polskich skrytykowano Radio Maryja za jego nadmierną jednostronność w sprawie wyborów prezydenckich.

        Nie jest też prawdą, jakoby nazwisko p. Wałęsy od ponad roku pojawiało się w Radiu Maryja tylko w telefonicznych wypowiedziach słuchaczy. Często, owszem, samo krytykowanie kontrkandydatów rywalizujących o ten sam elektorat wystarczało, by kolejny raz wyrazić poparcie właśnie dla p. Wałęsy bez wymieniania jego nazwiska. Ale choćby tylko coczwartkowe monologi o. Konrada Hejmy nadawane przez telefon z Watykanu wielokrotnie wyrażały expressis verbis to poparcie – zwłaszcza, gdy o. Hejmo chwalił za "patriotyzm" tych dwóch kandydatów, którzy wycofując się z dalszego współzawodnictwa wzywali swoich zwolenników do głosowania na p. Lecha Wałęsę, za to piętnował dwóch innych, którzy wycofując się nie wygłosili takich wezwań. Po wyborach nadal wielokrotnie na falach Radia Maryja (ustami o. Konrada i innych osób) wypominano wyborcom to, że nie wybrali p. Wałęsy ponownie (znów – zarówno wymieniając nazwisko byłego prezydenta, jak też domyślnie wskazując na faworyta o. Rydzyka).

        Pani Ewa Polak­Pałkiewicz chyba nie umiała (nie chciała – ?) dostrzec kontekstu sprawiającego, że jedyne przytoczone przez nią zdanie z poprzedniego felietonu p. Rafała Ziemkiewicza ("NCz!" nr 47/1996, str. XXIV) należy rozumieć jako ostrą ironię: to nie p. Ziemkiewicz uważa, że "katolik powinien wyglądać jak znaleziony na śmietniku" (por. ostatnie zdanie owego felietonu!), tylko wytyka katolickim działaczom politycznym i ich zwolennikom pośród wyborców półświadome uleganie takiemu masochistycznemu nastawieniu!

        To nie p. Ziemkiewicz "wpisał się [...] w propagandowy model", jak chce autorka. Został weń wpisany przez nią, a niedawno przedtem przez autorkę lub autora podpisującą/ego się (sch) na łamach ursuskego dodatku do "Głosu" (nr 135/1996, str. IV). Ciekawe, że z obydwu tekstów wyziera prawie taki sam obraz: p. Rafał Ziemkiewicz jako kolaborant eseldowsko­udeckich, bezbożnych sił antypolskich, antykatolickich, wyznających kult [nieuczciwie zdobytego] pieniądza i nihilistyczny hedonizm, sił będących beneficjentami zdrady w Magdalence, kontraktu okrągłostołowego, i "grubej kreski", sił, którym przypisuje się bycie jednocześnie prawdziwie wolnorynkowymi i postkomunistycznymi. W tekście zamieszczonym przez "Głos" nazwisko p. Ziemkiewicza występuje tylko incydentalnie, ale w towarzystwie innych nazwisk – w "złym towarzystwie", jak zapewne – widząc je – uznałaby pani Ewa Pałkiewicz­Polak (jednak zaliczenie na łamach "Głosu" stałego publicysty "Najwyższego Czasu" do tzw. opcji "proreformatorskiej" jest przynajmniej grubym nieporozumieniem, jeżeli nie czymś gorszym...). To zresztą nie jest jedyny, ani najważniejszy zarzut, jaki można postawić artykułowi podpisanemu przez (sch) – por. "Gazetę Polską" nr 50/1996, str. 24 – gdyby bowiem np. Heritage Foundation była taką instytucją, jak ją tam przedstawiono, to p. prof. Rafał Krawczyk byłby raczej zdecydowanie sprzyjał tzw. "programowi Balcerowicza", zamiast krytykować go pryncypialnie i jeszcze przed jego oficjalnym wdrożeniem.

        Nie wystarczy wiedzieć, że gazeta, do której pisuje negatywny bohater pani Pałkiewicz­Polak, pomstuje na kapitalizm mafijno­nomenklaturowy. Trzeba też wiedzieć, jak niemały udział ma sam p. Ziemkiewicz w owym pomstowaniu. Nie tylko zresztą na "nomenklaturowe" mafie. Warto, aby żarliwa autorka obejrzała także inne felietony p. Ziemkiewicza, choćby tylko te z rubryki "Zero zdziwień" (pod takimże tytułem ukazała się też książka zawierająca – niestety nie wszystkie! – teksty z owej rubryki): o AIDS, o prezerwatywach, o aborcji, o feminizmie, o atakach na Kościół, o fobii antyprawicowej wymierzonej nie tylko w zwolenników p. mec. Olszewskiego, o tysiącu innych ważnych spraw. Bardzo gorąco polecam też pewne większe artykuły tego samego autora (tu niestety nie służę podaniem dat lub numerów gazet): "Wspólny wróg", "Atak na mózg", "Kapitalizm dla ubogich", lub "Deprawatorzy wchodzą do szkół". Życzę (pani Ewie i każdemu zainteresowanemu) owocnej lektury! Bo za to, że jest cenna i ciekawa, mogę ręczyć.

        Z panem Rafałem A. Ziemkiewiczem mam niewiele wspólnego – może np. to, że (o ile dobrze odgaduję) obaj wahamy się w swoich sympatiach plitycznych między UPR a ROP, za to – w odróżnieniu odeń – brakuje mi formalnych kwalifikacji i doświadczenia przydatnych w uprawianiu publicystyki. Jednak nieskromnie myślę, że dostatecznie dobrze znam jego poglądy polityczne i inne, by mieć prawo napisać to, co powyżej.


 
 

Toruń, 13 grudnia 1996 r.