Konrad Turzyński

Mądry Polak po szkodzie?






         W "Głosie" nr 9(130) z 22­23 stycznia 1996 r. ukazał się w stałym cyklu "Okiem integrysty" felieton Zdzisława Bradla pt. "Błędy Kościoła", a w nim bardzo ciekawa informacja o przyznaniu sie hierarchów Kościoła Katolickiego w Polsce do błędów w trakcie niedawnej prezydenckiej kampanii wyborczej. Dokładniej pisząc, chodzi o obrady Komisji Duszpasterstwa Ogólnego Episkopatu, która obradowała w Zakopanem w dniach 16­18 stycznia br. Podczas tych obrad prymas Polski, ks. kard. Glemp, przyznał, że do najpoważniejszych błędów Kościoła należało jednoznaczne popieranie kandydata Wałęsy pomimo, iż "wiedzieliśmy, że (...) Wałęsa ma niewielkie szanse wygrania w drugiej turze z Aleksandrem Kwaśniewskim". Zwracam tu uwagę na "pomimo" i na nastepujacy po tym słowie cytat.

        Do niedawna niegłosowanie na p. Wałęse (zwłaszcza na falach Radia Maryja) uchodziło za ciężki grzech zaniedbania (absencja wyborcza) albo zmarnowania (głosowanie w I turze na kogoś naprawdę prawicowego). A teraz? Teraz okazuje sie, że ustanowienie tego dodatkowego "grzechu" to błąd Kościoła? Ile jeszcze będzie takich błędów? Do mnie dotarła już informacja o tym, że pewną kobietę ksiądz pytał podczas spowiedzi o jej zachowanie wyborcze. Może warto by zacząć takie przepytywania o postawę obywatelską nie od szarej penitentki, ale od "chrześcijańskich" polityków, i to publicznie, np. na kazaniu wygłaszanym podczas mszy transmitowanej w niedziele o dziewiątej przed południem, a nie (tylko) podczas spowiedzi?

        Ale najciekawsze następuje potem, a mianowicie słowa (które, zdaje się, nie stanowią dosłownego cytatu z wypowiedzi prymasa) o ludziach, którzy są "pokrzywdzeni przez ideologię niczym nie ograniczonego, wręcz drapieżnego wolnego rynku". Ciekawe bowiem, gdzie i kiedy ksiądz prymas (albo zresztą ktokolwiek inny) widział w Polsce wolny rynek, i to jeszcze "niczym nie ograniczony"? Czy nadal mamy tkwić w złudzeniu, że to dlatego jest nam tak źle, że jest za dużo, bo (RZEKOMO) aż 100% wolnego rynku? Czy może pamiętne słowa poety mają nabrać nowego sensu i brzmienia, jak na przykład: "i tylko tyle sprawili biskupi, że Polak i przed, i po szkodzie głupi" (Zresztą według przytoczonych słów nie wolny rynek, ale już sama jego ideologia – sic! – sprawia tyle krzywd...)

        Czy kolejna wypowiedź jednego z kościelnych dostojników na ten temat ma być kolejnym uwiarygodnieniem komunistycznej DEZINFORMACJI, jakoby w Polsce w latach 1989­93 były "prawicowe" rządy, które sprawiły, że ustrój zmienił się na "kapitalistyczny"? Czy zwykli zjadacze chleba i oglądacze telewizji maja nadal wierzyć, że polskie przedsiębiorstwa przegrywaja z konkurencją nadchodzącą z Zachodu DLATEGO i TYLKO DLATEGO, że na wolnym rynku przegrywa (i słusznie) gorszy? (A nie na przykład dlatego, że przedsiębiorstwa krajowe są poddane o wiele intensywniej grabieży podatkowej niż owa przybyła zza granicy konkurencja?) Czy bardzo przecież pożyteczna (poza tym) audycja telewizyjna "Sprawa dla reportera" w częstym głoszeniu tezy, jakoby przyczyną bezrobocia i nędzy w dzisiejszej Polsce był "wolny rynek", ma być wsparta stwierdzeniem kardynała, że owszem, to na TYM właśnie polega wolny rynek i kapitalizm? Czy prywatna własność ma się kojarzyć z hochsztaplerami i dawcami łapówek albo członkami aparatu partyjnego i esbeckiego, a nie z prawowitymi właścicielami, których już zaczęto NA NOWO (jak donosi prasa) wywłaszczać?

        Czy człowiek, który jest bardzo młody i w biznesie nie ma żadnego doświadczenia, ale za to ma bardzo wpływowych znajomych, albo który już nie jest bardzo młody i znał się na gospodarce, ale tylko tej "planowej" (sterowanej zza jego sekretarzowskiego albo policyjnego biurka), ma być dzisiejszym odpowiednikiem Wokulskiego sprzed stu lat? Czy taki ktoś ma wykupywać za psi grosz przedsiebiorstwo przedstawiajac urzednikom od "przekształceń" i załogom recepty na lokalny cud gospodarczy? I czy taki jegomość (dopóki sam nie zbankrutuje i nie ucieknie za granicę zostawiając rozpaczających bezrobotnych) ma może nas pouczać o tym, jak to celowe i zbawienne dla polskiej gospodarki jest odzyskiwanie rynków zbytu na wschodzie utraconych RZEKOMO z winy rządow RZEKOMO prawicowych, które drażniły Rosjan katyńska martyrologią, a RZEKOMO nie zajmowały się gospodarką? (Należy dodać gwoli ścisłości, że, co prawda, zajmowały się gospodarką tragicznie, ale to akurat nie miało nic wspólnego z utratą rynków zbytu na terenie b. ZSRS.)

        W różne takie mity (o rządach prawicy i kleru, o błogosławionym eksporcie na wschód, o antysowieckim zacietrzewieniu solidarnościowych premierów i ministrów, o "złym" kapitaliźmie RZEKOMO potępionym w encyklice "Centesimus annus", wreszcie także o ustawie tzw. antyaborcyjnej jako mającej powiększyć ilość "owieczek" Kościoła Katolickiego, i dlatego popieranej przezeń) wierzy – jak mi się wydaje z moich obserwacji – i tak już bardzo, bardzo WIELU Polakow, a zwłaszcza może Polek. Jak długo jeszcze mamy dostrzegać błędy w postepowaniu Kościoła tam, gdzie ich nie ma, a być zupełnie niespostrzegawczymi wobec tych błędów, które rzeczywiście zaistniały?

        Komu ma służyć ten zamęt pojeciowy? Cui prodest?


 

Toruń, 31 stycznia 1996 r.


KONIEC