Złoczów



Złoczów-Zamek

Kolejnym etapem podróży po Wołyniu mogą być Złoczów, Podkamień, Poczajów i Krzemieniec. Kierując się bowiem z Podhorców w kierunku południowym dotrzemy do Złoczowa leżącego nad Złoczówką oraz przy drodze biegnącej ze Lwowa do Tarnopola. Miejscowość ta istniała już w połowie XV w. jako wieś królewska, która znalazła się następnie we władaniu rodziny Sienińskich. Staraniem jednego z nich, a mianowicie Stanisława Sienińskiego w 1523 r. król Zygmunt Stary nadał jej magdeburskie prawo miejskie.

Już jednak w 1532 r. dobra te przeszły w ręce wielkopolskiej rodziny Górków, którzy otoczyli miasto systemem fortyfikacji oraz sprowadzili do niego Ormian, jacy wybudowali tam świątynię swego obrządku. Złoczów stał się następnie ważnym ośrodkiem handlowym i rzemieślniczym kolonii ormiańskiej. Ponadto już od XVI w. poczęli osiedlać się tam także Żydzi, tworząc z czasem prężną gminę. W wyniku tego w XVII w. miasto stało się centrum chasydyzmu, a po 1770 r. działał tam słynny cadyk Jehiel Michael.

Kolejnymi właścicielami Złoczowa, od 1592 r., byli Sobiescy herbu Janina. Pierwszym z nich był Marek Sobieski, wojewoda lubelski i dziad późniejszego króla Jana III. Najwięcej dla miasta zrobił Jakub Sobieski – ojciec Jana III, który dokończył budowę kościoła rzymsko-katolickiego oraz hojnie uposażył parafię, a w 1627 r. ufundował przytułek dla ubogich oraz klasztor reformatów. Jednakże najważniejszym jego dziełem było wzniesienie zamku – warowni otoczonej czterema murowanymi bastionami. Warto bowiem pamiętać, iż był to niezwykle światowy i dobrze wykształcony człowiek oraz „pan wojenny”, który brał udział w wielu wyprawach i wojnach z licznymi wrogami Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jak choćby w wyprawie królewicza Władysława Wazy na Moskwę w latach 1617-1618. Ponadto walczył także z Turkami w wyprawie chocimskiej 1621 r. oraz z Tatarami, Szwedami i Kozakami. Także kolejny właściciel miasta, a mianowicie Jan III dbał o zamek obsadzając go odpowiednią załogą wojskową.

Złoczów-Zamek

Nie uchroniło to jednak Złoczowa przed klęskami wojennymi. Już bowiem w 1672 r. miasto złupili i spalili Turcy nie zajmując go jednak na stałe. W dwa lata po tych tragicznych wydarzeniach odbyła się tam narada wojenna, w wyniku której hetman wielki koronny Jan Sobieski odłożył termin swojej koronacji królewskiej i ruszył z armią na Ukrainę. W roku 1675 pod miastem pojawił się 10.000 czambuł tatarski, który został odparty przez wojska koronne dowodzone przez ówczesnego wojewodę ruskiego, a późniejszego hetmana wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego, a mianowicie Stanisława Jabłonowskiego. Po raz kolejny Tatarzy podeszli pod Złoczów w 1690 r. i zagrozili nawet przebywającemu tam wtenczas królowi.

Kolejnym przedstawicielem rodziny Sobieskich, który przyczynił się do dalszego rozwoju miasta był „królewicz” Jakub Sobieski. W 1730 r. ufundował on kolegium, czyli szkołę pijarską, w jakiej po 1760 r. nauczał wybitny ówczesny pedagog ojciec Onufry Kopczyński. Po śmierci Jakuba w 1740 r. jego córka Maria Karolina sprzedała dobra złoczowskie wraz z miastem i zamkiem jednemu z największych magnatów Rzeczypospolitej, a mianowicie wojewodzie wileńskiemu i hetmanowi polnemu litewskiemu Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi „Rybeńce”. Natomiast po rozsprzedaży majątku Radziwiłłów na krótko włości te przeszły w ręce Sapiehów, a na początku XIX stały się własnością Komarnickich.

Po zajęciu w wyniku rozbiorów Galicji przez Austriaków za czasów cesarza Józefa II dokonano kasaty obydwu klasztorów, a należące do nich kościoły pozamieniano na magazyny. Miasto zaczęło podupadać, a miary nieszczęść dopełnił pożar z roku 1797. Dopiero po 1848 r. Złoczów począł się odradzać. Ostatnim jego właścicielem do 1868 r. był Aleksander Komarnicki. Wśród wielu innych osób jego częstym gościem był również znany wówczas, choć dzisiaj już nieco zapomniany polski poeta romantyczny, a mianowicie Wincenty Pol. Ponadto miasto było siedzibą starostwa i garnizonem armii austro-węgierskiej, w którym do czasów I wojny światowej stacjonował II Batalion 80 Galicyjskiego Pułku Piechoty Wielkiego Księcia Sasko-Weimarsko-Eisenachskiego Wilhelma oraz część 13 Galicyjskiego Pułku Ułanów Generała Böhm-Ermolli, a także 35 Pułk Obrony Krajowej. Ponadto korzystając z ery autonomicznej w Złoczowie istniało polskie szkolnictwo oraz szkoły z polskim i „ruskim” językami wykładowymi, a także żydowska szkoła ludowa. Jednocześnie od 1882 r. działała tam również znana drukarnia Zukerkandel & Syn, która wydawała polską klasykę oraz książki dla dzieci i młodzieży.

Złoczów-Zamek

Kolejny kataklizm w postaci ogromnego pożaru spadł na miasto w 1903 r. Natomiast w latach 1919-1920 wokół miasta toczyły się zacięte walki najpierw z Ukraińską Armią Halicką, a następnie z nacierającą od wschodu Armią Czerwoną.

Najważniejszym zabytkiem i jednocześnie obiektem wartym obejrzenia jest leżący na południowo-wschodnim krańcu miasta, na niewielkim wzgórzu złoczowski zamek (fot. 1-5). W latach 1634-1636 zbudował go wspomniany już poprzednio wojewoda ruski Jakub Sobieski, nadając mu formę XVII-wiecznej twierdzy bastionowej. Po przejęciu miasta przez Komarnickich został on odrestaurowany, co upamiętniono niezbyt zgodną z prawdą marmurową tablicą pamiątkową umieszczoną na ścianie zewnętrznej, na której napisano: „Joannes III Rex fundavit, Comes Komarnicki restauravit”. Od 1834 r. zamek służył jako koszary armii austriackiej, która w znacznym stopniu go zdewastowała. W wyniku tego groziła mu nawet całkowita rozbiórka, ale w 1872 r. rząd austro-węgierski, na wniosek prezesa gminy Poźniaka, wykupił obiekt od jego właścicieli i urządził w nim więzienie.

Do funkcji tej zamek powrócił po zajęciu tych terenów we wrześniu 1939 r. przez Armię Czerwoną. Zamieniono go bowiem w katownię NKWD, gdzie w przeddzień wkroczenia latem 1941 r. na te tereny Niemców zamordowano około 700 więzionych tam Polaków oraz przedstawicieli innych narodowości. Następnie mieściła się tam siedziba i więzienie Gestapo, gdzie mordowano Żydów oraz innych. Obecnie zamek jest własnością Lwowskiej Galerii Obrazów, która prowadzi tam pewne prace konserwatorskie.

Zamek ma plan kwadratu z narożnymi bastionami. Na wysokich ziemnych i olicowanych kamieniem oraz nieźle zachowanych skarpach bastionów i kurtyn usypano wysokie nadszańce (fot. 3) oraz nadbudowano kamienne wieżyczki strażnicze, na których znajdują się zachowane do dnia dzisiejszego i robiące na odwiedzającym silne wrażenie, piękne, wykute w jasnym piaskowcu tarcze z herbami rodziny Sobieskich, a mianowicie Janiną, Gozdawą, Rawiczem i Herburtem oraz inskrypcje dotyczące fundatora zamku w postaci: „J.S.K.K.S.K”, co jest skrótem oznaczającym: „Jakub Sobieski, krajczy koronny, starosta krasnostawski” (fot. 5). Jest to widomy ślad dawnej świetności niegdysiejszej Rzeczypospolitej Obojga Narodów i chyba jeden z najciekawszych elementów całego tego obiektu. Pod wałami mieszczą się, czy też raczej niegdyś mieściły się, kazamaty. Wejście na dziedziniec znajduje się od strony północnej przez obszerną i rozbudowaną wieżę z bramą ozdobioną portalem z głową lwa (fot. 1). Nad nadprożem znajduje się łacińska inskrypcja: „Sub Tuum praesidium configimus Sancta Dei Genitrix”. Pośrodku zamkowego dziedzińca stoi fontanna, a jego perspektywę zamyka „pawilon chiński”, będący pozostałością mody panującej na sztukę Dalekiego Wschodu, jaka istniała w Europie w II połowie XVII w. (fot. 4). Wybudowano go za czasów Jana III. Natomiast zachodnią pierzeję dziedzińca zamyka skromnie zdobiony budynek mieszkalny – „pałac”, obok którego znajduje się cekhauz z herbem Janina.

Złoczów-Zamek

Cały zamek od kilku lat znajduje się w „remoncie”. Ostatnio nawet na wałach oraz obok nich prowadzono jakieś prace wykopaliskowe. Ślady prac budowlanych widoczne są w pawilonie chińskim oraz w budynku mieszkalnym. Jeszcze do niedawna za parę hrywien danych robotnikom można było tam wejść i obejrzeć zgromadzone w głębokich piwnicach liczne i ciekawe kamienne elementy architektoniczne. Jednakże śladem niezwykłych jak na warunki polskie i europejskie robót „konserwatorskich” są wykonane z betonowych bloków i współczesnej cegły konstrukcje, przy pomocy których próbowano kiedyś odbudować umocnienia (rawelin) znajdujące się przed zamkową bramą (fot. 1-2). Jest to typowy przykład sowieckiej „sztuki konserwacji zabytków”. Dziś beż użycia ciężkiego sprzętu trudno byłoby nawet je rozebrać. Tymczasem w niebywały sposób szpecą one widok zamku oglądanego od strony bramy wjazdowej.

Warto też dodać, iż do dziś jest pewien problem z dotarciem na zamkowy dziedziniec, bowiem pomiędzy bramą a wspomnianymi powyżej betonowymi konstrukcjami, na samym końcu prowizorycznego mostu przerzucone jest coś w rodzaju kładki wykonanej ze starych i trzeszczących desek, które robią wrażenie, jakby w każdej chwili miały się załamać (fot. 1). Mimo to warto jednak nacieszyć oczy widokiem tego obiektu oraz nawet wejść na ziemne wały.

Opisany powyżej zamek nie jest jedynym zabytkiem wartym obejrzenia podczas wizyty w Złoczowie. W mieście stoi bowiem wybudowany w latach 1731-1763 dawny popijarski a obecnie parafialny trzynawowy Kościół pod Wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Fasadę zdobi piękny barokowy portal, balkon z kutą kratą i pięć kamiennych figur świętych. W mieście są też inne świątynie, jak choćby były kościół bernardynów, a obecnie cerkiew grekokatolicka. Warto też zauważyć, iż życie w tym niewielkim mieście toczy w swoisty, w Polsce dawno już zapomniany, spokojny, by nie powiedzieć leniwy, sposób.



Podkamień


Podkamień

Wyjeżdżając ze Złoczowa w kierunku północno-wschodnim dojedziemy do miejscowości Podkamień. Droga do tego miejsca wiedzie poprzez tereny o pięknym krajobrazie urozmaiconym sporymi nawet wzniesieniami oraz ładnymi, mieszanymi lasami. Już z daleka, na Górze Różańcowej widoczny będzie bardzo duży, niegdyś dominikański, ufortyfikowany kompleks klasztorny dominujący nad miasteczkiem o tej samej nazwie. Zgodnie z dominikańską tradycją już w XIII na te tereny miała dotrzeć misja św. Jacka Odrowąża, a w 1245 r. dwunastu braci zakonnych wraz z przeorem Urbanem miało zginąć w męczeński sposób z rąk tatarskich najeźdźców. Ponownej, tym razem już bezspornej, fundacji klasztoru w 1464 r. dokonał Piotr Cebrowski, a kościół konsekrował arcybiskup lwowski Grzegorz z Sanoka. Kres temu klasztorowi położył jednak najazd tatarski z roku 1519.

Na przełomie XVI i XVII w. przy ruinach klasztornych powstała najprawdopodobniej drewniana kaplica, w której znajdował się słynący cudami obraz będący kopią obrazu Matki Boskiej Śnieżnej z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Pewne fakty wskazują na to, iż kopia ta została zakupiona w 1598 r. we Lwowie przez szlachcica Aleksandra Paczyńskiego, którego córka za jego przyczyną w cudowny sposób została uzdrowiona. Fakt ten oraz inne powody sprawiły, że na początku XVII w. ówczesny właściciel Podkamienia Baltazar Cetner ponownie sprowadził dominikanów, a w 1612 r. rozpoczęto budowę okazałego kościoła i klasztoru. Budowa kompleksu trwała przez cały wiek XVII, a jednym z hojnych donatorów był król Jan III. Zbudowano wówczas klasztor z „murem obronnym w kształcie gwiazdy i wzmocnionym okrągłymi basztami”.

Natomiast świątynia, a także zapewne cały kompleks klasztorny ostateczny swój kształt uzyskały dopiero po przebudowie, jaka miała miejsce w III ćwierci XVIII w (fot. 6-13). Wtenczas to znany jezuicki architekt Paweł Giżycki zaprojektował hełm na wysokiej wieży, a wewnętrzny wystrój świątyni, po którym dzisiaj nie ma już żadnego śladu wykonał Stanisław Stroiński. Warto tutaj dodać, że klasztor ten i kościół odwiedzało wiele ważnych postaci historycznych, by wspomnieć choćby o królach Władysławie IV oraz Janie Kazimierzu, którzy modlili się u stóp „Podkamieńskiej Pani”.

Podkamień Podkamień

W 1719 r. na dziedzińcu klasztornym wystawiono wysoką koryncką kolumnę z pozłacaną figurą Matki Boskiej, która miała być pamiątką konfederacji tarnogrodzkiej (fot. 11-12). Obok kolumny wykopano studnię o głębokości 94 m., nad którą zbudowano specjalny zadaszony budynek. Według ustnej tradycji przekazywanej przez obecnych gospodarzy klasztoru, a mianowicie zakonników z grekokatolickiego zgromadzenia studytów, figurę tę otacza aura świętości. Świadczyć mają o tym różne fakty, jak choćby to, iż pomimo strzelania do niej przez żołnierzy sowieckich nie ma na niej żadnych śladów po kulach. Ponadto w momencie, gdy po latach sowietyzacji i ateizacji wierni na powrót mogli powrócić na tę świętą górę, figura „samoczynnie”, w ciągu jednej nocy i „bez jakiejkolwiek ludzkiej interwencji cudownie się oczyściła”, uzyskując dawny złoty blask. Tak przynajmniej twierdzą obecni gospodarze tego miejsca. Przyznać trzeba, iż rzeczywiście obecnie wygląda ona jak świeżo i dość starannie odnowiona. Zauważyć też należy, iż wysokość kolumny powoduje, że czynności tej nie można by było wykonać choćby bez specjalnych drabin. Zresztą sam fakt, iż nie została skradziona czy też zniszczona, o co w realiach tamtych czasów wcale nie było aż tak trudno, rzeczywiście graniczy niemal z cudem.

Dodać również trzeba, iż w okresie świetności klasztoru poza jego murami znajdowało się kilka barokowych kaplic, z których najważniejsza była ta, w jakiej krył się kamień z odciskiem stopy Matki Bożej. Stąd też nazywano ją „Stopka Maryi” (fot. 13). Później powstała tam cerkiew unicka. Do dni dzisiejszych jest to miejsce pielgrzymek zarówno miejscowej, jak i przyjezdnej ludności.

Podkamieńskie sanktuarium maryjne zwane też „wołyńską Częstochową” przyciągało przez wieki tysiące pielgrzymów, zwłaszcza w czasie odpustów 2 lipca, 15 sierpnia i 8 września, a zwłaszcza 4 października. Aura niezwykłości miejsca oraz świętości obrazu spowodowały, iż w dniu 15 sierpnia 1727 r. biskup łucki Stefan Rupniewski dokonał aktu koronacji cudownego obrazu złotymi koronami przywiezionymi z Rzymu przez wojewodę wołyńskiego Michała Potockiego. Z okazji tej obraz otrzymał również srebrną i pozłacaną sukienkę. Jednak w 1870 r. korony te oraz berło wysadzane diamentami, a także inne cenne wota padły ofiarą świętokradczego rabunku.

Również i potem dzieje klasztoru nie układały się zbyt szczęśliwie. Bowiem w 1915 r. wskutek ostrzału artyleryjskiego spłonęła biblioteka klasztorna wraz z cennymi starodrukami i rękopisami liczącymi w sumie około 5.000 tomów. Ponadto spłonęło też 145 obrazów, ze 152 jakie znajdowały się wtenczas w klasztornej galerii. Poza tym w trakcie dalszych działań wojennych ten katolicki klasztor kilkakrotnie plądrowały wojska rosyjskie, dokonując na dodatek wielu zniszczeń. W wyniku tego w okresie międzywojennym podjęto intensywne prace remontowe, wykonując między innymi nowe freski w nawie kościoła. Natomiast w 1927 r. dokonano powtórnej koronacji cudownego obrazu.

Nadszedł jednak rok 1939, a wraz z nim okupacja sowiecka i koniec pewnej epoki. Oznaczało to również początek końca życia dominikańskiego klasztoru. Już bowiem w tym roku ulokowano w nim zakład odzieżowy. Natomiast po chwilowym odejściu Armii Czerwonej i wkroczeniu Niemców rozpoczęła się kolejna faza wiekowego konfliktu polsko-ukraińskiego, który zamienił się w ludobójstwo. Spowodowało to, iż w 1943 r. klasztor stał się miejscem schronienia dla polskich uciekinierów z Wołynia. Mimo to w rok później nacjonaliści ukraińscy wymordowali tam około 250 osób, głównie kobiet i dzieci. Wraz z powtórną okupacją sowiecką nastąpiło zamknięcie klasztoru i opuszczenie go, tym razem już na zawsze, przez dominikańskich zakonników, którzy wraz z cudownym obrazem najpierw przenieśli się do Lwowa, a potem zostali przesiedleni do Polski, na tak zwane „ziemie odzyskane” – do Wrocławia. Obecnie cudowny obraz znajduje się w Kościele Dominikanów pod Wezwaniem Świętego Wojciecha.

Podkamień

Po II wojnie światowej w obiektach klasztornych mieścił się cały szereg instytucji sowieckich, jak choćby więzienie, a potem zakład dla chorych psychicznie i upośledzonych kobiet. Dodać trzeba, iż ta ostatnia placówka w dalszym ciągu zajmuje większość pomieszczeń poklasztornych, głównie gospodarczych. Ulokowanie więzienia przyczyniło się natomiast do kompletnej dewastacji kościoła, gdyż całe jego wyposażenie, jak ołtarze, ławki itd., zostało przez więźniów wykorzystane jako opał. Ponadto splądrowano także krypty grobowe, co według opowiadań mieszkańców spowodowało, iż okoliczne psy rozwłóczyły ludzkie szczątki po całej okolicy. Ocalały tylko pojedyncze przedmioty stanowiące dawne wyposażenie kościoła, jak choćby krzyż, które przez dziesięciolecia przechowała w swoich domach okoliczna ludność grekokatolicka, a po 1991 r. w uroczysty sposób zwróciła studytom. Miary nieszczęść dopełniło umieszczenie w kościele garażu dla ciężarówek i innego sprzętu mechanicznego. Czego nie zniszczyli ludzie zniszczyły maszyny.

Dodać też trzeba, że cała góra różańcowa nosi ślady dawnych, a wspomnianych już wcześniej XVII w. umocnień (bastionowych?). Do dziś pozostały resztki kamiennych lic wałów, mury oporowe itd. Elementy te wymagałyby jednak szczegółowego i fachowego rozpoznania oraz naukowej inwentaryzacji. Fakt ten może stanowić jeszcze jedną, swoistą analogię Podkamienia z Częstochową. Obydwa klasztory w swym pierwotnym założeniu były bowiem nie tylko miejscami świętymi, ale również twierdzami. Kolejnym elementem podnoszącym walor miejsca i stanowiącym jego swoistą magię jest fakt, iż z góry tej przy dobrej pogodzie widoczny jest piękny widok na okolicę, a nawet na leżący w oddali monastyr, a mianowicie ławrę w Poczajowie. Dwa stojące naprzeciw siebie klasztory dwóch różnych chrześcijańskich wyznań to jeszcze jeden element będący pozostałością dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Cały zespół, pomimo pewnych prac renowacyjnych, jest nadal bardzo mocno zdewastowany. Ponadto wskutek przejęcia obiektu przez grekokatolików oraz w wyniku wykonywanego przez nich remontu obiekt traci powoli swój łaciński kształt architektoniczny i charakter. Pamiętać bowiem trzeba, iż bardzo często rzeczy takie dzieją się bez jakiekolwiek nadzoru konserwatorskiego lub też wykonywany jest on jest bardzo niefachowo. Często również wykorzystuje się to jako swoistą okazję do legalnego zacierania śladów dawnej, wspólnej zarówno do Polaków jak i Ukraińców, przeszłości, do której współcześni Ukraińcy nie bardzo wiedzą jak się ustosunkować.


Poczajów

Podkamień

Jadąc dalej w kierunku północno-wschodnim dojeżdża się do pasma malowniczych wzgórz zwanych Woroniaki, wśród których położone jest niewielkie miasteczko Poczajów. Swoim wyglądem przypomina on raczej rozległą wieś niż miasto. Wokół wspomnianej powyżej ławry znajduje się bowiem Nowy Poczajów, a 3 km dalej Stary Poczajów. Już z daleka widać królujące nad miastem złote kopuły Ławry Poczajowskiej pod Wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (fot.14). Obiekt ten posiada bardzo ciekawą i jednocześnie skomplikowaną historię.

Najprawdopodobniej bowiem już w XIV w. pieczary na miejscowym wzgórzu zamieszkiwali pierwsi zakonnicy obrządku wschodniego. Część z tych pieczar zachowała się do dnia dzisiejszego i znajduje się obecnie w najniższych partiach klasztoru pod jedną z cerkwi. Sława miejsca niepomiernie wzrosła, gdy wedle tradycji głoszonej przez mnichów na wzgórzu ukazała się Matka Boska pozostawiając na kamieniu ślad swej stopy, który po dziś dzień jest największą relikwią przechowywaną w klasztorze. Prawdopodobnie z 1527 r. pochodzi przywilej nadany klasztorowi przez króla polskiego Zygmunta I Starego. Wiadomo też, iż w 1597 r. sędzina łucka Anna z Kozińskich Hojska ofiarowała cerkwi ikonę Matki Boskiej, którą w 1559 r. otrzymała od prawosławnego metropolity carogrodzkiego (konstantynopolitańskiego) Neofita. Wraz z tym uposażyła ona klasztor licznymi dobrami ziemskimi i przekazała znaczne sumy pieniężne w celu założenia drukarni.

Warto też pamiętać, iż wszystko to działo się w atmosferze pewnego konfliktu, jaki na tych terenach wywołało podpisanie unii brzeskiej w 1596 r. Przełożonym klasztoru był wówczas żyjący w latach 1550-1651 błogosławiony Hiob, który znany był zarówno ze swego bogobojnego życia jak i z bardzo wrogiego stosunku do katolicyzmu oraz idei unii religijnej. Spowodowało to, iż poczajowska ławra stała się na tych terenach jednym z filarów prawosławia. Temu samemu celowi służył również rozwijający się kult Matki Bożej i jej cudownej ikony. W 1648 r. małżonkowie Teodor i Ewa Domaszewscy, ówcześni właściciele Poczajowa, ufundowali nową Cerkiew pod Wezwaniem Świętej Trójcy, którą u schyłku swego życia zdążył jeszcze poświęcić błogosławiony Hiob. W 1675 r. przez trzy dni ławrę bezskutecznie oblegali Turcy i Tatarzy, a ich odwrót tłumaczono cudowną interwencją Matki Boskiej, która wraz z Hiobem pojawiła się nad klasztorem. Zapewne cudownemu ocaleniu dopomógł również fakt, iż ławra była dość dobrze ufortyfikowana przy pomocy wałów z palisadą i czterech baszt w narożach.

Podkamień

W 1720 r. monastyr poczajowski objęli uniccy bazylianie i stał się on siedzibą przełożonego prowincji ruskiej oraz generała zakonu. W związku z tym nastąpiła też jego reorientacja kulturalna bowiem bazylianie byli wtenczas radykalnymi zwolennikami modernizacji kościoła wschodniego oraz jego zbliżenia z Rzymem. Jednym ze skutków tego był fakt koronacji w 1773 r. cudownego obrazu koronami papieskimi. Uroczystości odbyły się na polu leżącym na wschód od ławry. Pamiątką tych uroczystości jest Cerkiew pod Wezwaniem Narodzenia Matki Boskiej oraz lipowa aleja prowadząca do niej z klasztoru.

W 1759 r. do klasztoru, po wcześniejszej zmianie konfesji, wstąpił magnat i wojewoda bełski oraz starosta kaniowski Mikołaj Potocki, który żył w nim jako „pokutnik” aż do swej śmierci w 1782 r. odkupując w ten sposób próbę zabójstwa jednego ze swych sług, którego uratowało cudowne wstawiennictwo Matki Boskiej. Nie było to jednak życie wypełnione wyłącznie umartwieniami i modlitwą, gdyż jak to wspominał jeden z jego współczesnych:

„Rano i wieczór na pacierze zakonne do cerkwi chodził, niedbałych mnichów przestrzegał, a mimo tego u siebie dziewek kilka dla rozpusty trzymał (...)”.

Po objęciu Poczajowa przez bazylianów stara zbudowana w stylu bizantyjskim Cerkiew pod Wezwaniem Świętej Trójcy została rozebrana, a na jej miejscu wybudowano okazały sobór. Klasztor stał się ośrodkiem pracy naukowej i nabrał wówczas specjalnego znaczenia nie tylko ze względów religijnych, ale również dla kultury późniejszego narodu ukraińskiego. Celom tym służyła głównie drukarnia wydająca literaturę religijną oraz świecką w języku polskim, łacińskim i „ruskim”.

Zapowiedzią radykalnych zmian w tych kwestiach był III rozbiór Rzeczypospolitej Obojga Narodów, w wyniku którego późniejsza ławra znalazła się w składzie imperium rosyjskiego. Mimo swej wrogości wobec unitów władze rosyjskie początkowo nie decydowały się na radykalne rozwiązania. Zrobiono to dopiero w ramach represji po powstaniu 1831 r., które zostało poparte przez bazyliańskich zakonników. W związku z tym w 1833 r. klasztor został oddany duchowieństwu prawosławnemu. Od tego momentu stał się on ośrodkiem prawosławia oraz rusyfikacji ludności Wołynia, głównie Ukraińców, ale również Polaków.

Tytuł ławry oficjalnie w 1833 r. przyznał mu car Mikołaj I, który uznał go za czwarty, co do znaczenia monastyr w całej Rosji. Jego archimandrytami byli natomiast zazwyczaj biskupi wołyńscy. Wszyscy kolejni carowie rosyjscy odwiedzali to miejsce oraz czynili dla klasztoru bogate darowizny. Przykładem może być choćby wspaniały ikonostas ufundowany w 1862 r. przez Aleksandra II. Natomiast na początku XX w. dobudowano wysoką dzwonnicę oraz Sobór Świętej Trójcy.

Po powrocie w wyniku pokoju ryskiego z 1921 r. na te tereny władzy Rzeczypospolitej Polskiej ławra nadal utrzymała swoje znaczenie, choć archimandrytą był metropolita Cerkwi Prawosławnej w Polsce. Nadal była ona ostoją prawosławia na Wołyniu, czego namacalnym dowodem był fakt, iż jej życie liturgiczne regulowano według czasu moskiewskiego.

Powojenne dzieje klasztoru były efektem skomplikowanej polityki władz sowieckich wobec Cerkwi Prawosławnej oraz innych wyznań i religii. Choć ławra nadal funkcjonowała, jako przeciwwaga dla zwalczanych unitów oraz rzymskich katolików, to w budynku przy wejściu głównym urządzono Muzeum Ateizmu. Dodać tutaj też trzeba, iż także obecnie podlega ona metropolicie moskiewskiemu, mimo iż na terenie Ukrainy działa również Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna. W ten sposób ławra poczajowska nadal jest ośrodkiem wpływów rosyjskich na Ukrainie, co nie wydaje się być zbyt korzystne dla niepodległości ani niezależności politycznej i kulturalnej obecnej Ukrainy. Zresztą zaskakującym i niemiłym doznaniem, dla „pielgrzymującego” tam Polaka, będzie fakt iż zarówno wśród duchownych jak i masy wiernych przybywających do tego sanktuarium dominuje język rosyjski.

Ławra Poczajowska pod Wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny stanowi bardzo ciekawy i obszerny kompleks architektoniczny, który tworzy cerkiew główna (Sobór Uspieński) i przylegające do niego w emporach cerkwie boczne (Świętego Aleksandra i Świętego Mikołaja), Sobór Świętej Trójcy, pochodząca z XVII w. Cerkiew Świętej Trójcy, dzwonnica, budynki klasztorne oraz pałac archimandryty. Wejście na dziedziniec zamyka natomiast dwukondygnacyjna brama wybudowana w 1835 r. w stylu klasycystycznym. Na prawo od bramy znajduje się Sobór Świętej Trójcy, do której prowadzą szerokie schody. Zbudowano ją w latach 1906-1912 w stylu rosyjskim według projektu Aleksieja Szczusiewa staraniem miejscowego działacza Czarnej Sotni, mnicha Witalisa. Jest to zwieńczona kopułą budowla trójnawowa z kruchtą i trzema absydami. Uwagę zwracają freski i mozaiki, jakie znajdują się w portalach. Mozaiki te są dziełem wybitnego artysty rosyjskiego, a mianowicie Mikołaja Rericha. Szczególną uwagę przykuwa wizerunek twarzy Chrystusa na chuście podanej Zbawicielowi przez świętą Weronikę podczas drogi krzyżowej.

Podkamień

Jednakże najważniejszym obiektem ławry jest trójnawowy Sobór Uspieński, czyli Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, mieszczący do 6.000 wiernych. Zbudowano go na planie krzyża w latach 1771-1783 nakładem wspomnianego już powyżej Mikołaja Potockiego według planów ślązaka Johanna Gottfrieda Hoffmana zmodyfikowanych następnie przez lwowianina Piotra Polejowskiego oraz Franciszka Ksawerego Kulczyckiego. Cerkiew zbudowana jest w stylu rokoko, co powoduje, że nie ma nic wspólnego z dawną tradycją bizantyjską i uderzająco przypomina ogromne barokowe klasztory z Austrii i południowych Niemiec. W związku z tym świątynia posiada wspaniały fronton z dwiema wieżami po bokach oraz wielką, górującą nad całym zespołem kopułę. Według fachowców jest to najokazalsza cerkiew na całych byłych polskich kresach wschodnich i jednocześnie najpiękniejsza budowla sakralna na Wołyniu, choć jej wnętrze dużo straciło na wartości artystycznej wskutek usunięcia pierwotnego wystroju bazyliańskiego i zastąpienia go prawosławnym. Na lewo od prezbiterium mieszczą się skarbiec, biblioteka i archiwum.

Ponadto we wnętrzu soboru jako obiekty szczególnego kultu wiernych przechowywane są kamień z odciskiem stopy Matki Boskiej umieszczony w relikwiarzu za szkłem oraz w znajdujący się w górnej części ikonostasu słynący cudami i czczony przez wiernych niewielkich rozmiarów obraz Matki Bożej. Natomiast w dolnej kondygnacji świątyni znajdują się kolejne dwie cerkwie. Pierwszą z nich jest Cerkiew Pieczerna, z której prowadzi wejście do pieczary, w której pustelnicze życie wiódł pochowany tam w srebrnej trumnie błogosławiony Hiob. Warto zauważyć, iż mimo upływu czasu jego zwłoki nie uległy ponoć zwykłemu w takich przypadkach rozkładowi. Przed wejściem do pieczary z reguły napotkać można kolejkę wiernych oczekujących na możliwość zajrzenia do niej i pomodlenia się nad grobem świętego. Pod tą cerkwią znajduje się jeszcze jedna świątynia, a mianowicie Cerkiew pod Wezwaniem Świętego Antoniego. Warto także dodać, iż z tarasu znajdującego się przed Cerkwią Uspieńską rozciąga się wspaniały i rozległy widok na okolicę. Patrząc w kierunku południowo-zachodnim można zobaczyć resztki wspomnianego już wcześniej klasztoru w Podkamieniu.

Za Soborem Uspieńskim stoi ogromny gmach klasztoru zbudowany również w latach 1771-1780. Tworzy go kilka prostopadłych bloków, które wraz z tą cerkwią tworzą zamkniętą kompozycję z wewnętrznym podwórzem.

Pozostałe obiekty tego kompleksu to klasycystyczny, XIX-wieczny pałac biskupi oraz wysoka na 65 m dzwonnica wzniesiona przez Rosjan w latach 1861-1871 (fot. 15). Stanowi ona nieodłączny element dekoracyjny ławry oraz całej okolicy.



Krzemieniec

Podkamień

Po nasyceniu zmysłów śpiewami, kadzidłami oraz innymi elementami charakterystycznymi dla religijności obrządku prawosławnego można udać się w dalszą podróż w kierunku północno-wschodnim do przepięknie położonego niewielkiego Krzemieńca. Leży on w dolinie wśród wzgórz zwanych Górami Krzemienieckimi. Nadają one okolicy wygląd typowy raczej dla sąsiedniego Podola niż Wołynia. Stąd też „za polskich czasów” ten malowniczy region nazywano Szwajcarią Wołyńską. Warto również wspomnieć, iż niedaleko od miasta płynie opiewana przez Juliusza Słowackiego rzeka Ikwa. Krzemieniec posiada długą i bardzo ciekawą historię. Już bowiem w X w. istniał tutaj ponoć ruski gród, który następnie wchodził w skład Księstwa Halicko-Wołyńskiego. W 1226 r. przetrwał on oblężenie Węgrów pod wodzą króla Andrzeja, a w 1240 r. oblężenie mongolskie. Jednak w 1321 r. tereny wraz z grodem w Krzemieńcu weszły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, a w 1569 r. w ramach działań politycznych podejmowanych przez Zygmunta Augusta, dążącego do zawarcia Unii Lubelskiej, Wołyń wraz z innymi obszarami „ukrainnymi” włączono do Korony. Tak też pozostało, aż do końca istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Prawa miejskie Krzemieniec uzyskał w 1438 r. Od tego też momentu poczęli osiedlać się tutaj także Żydzi, tworząc tam jedną z najważniejszych gmin na Wołyniu. W 1539 r. miasto wraz ze starostwem krzemienieckim, jako oprawę królowej Polski, otrzymała królowa Bona, a w 1638 r. w Krzemieńcu założono pierwszą drukarnię i szkołę.

Najważniejszym obiektem w tym niezwykle malowniczym mieście są ruiny zamku zbudowanego na wysokiej na 407 m n.p.m. i wyraźnie górującej nad miastem Górze Zamkowej zwanej też inaczej Górą Bony. Jak już wspomniano powyżej w XIV w. tereny te dostały się pod władzę książąt władających Wielkim Księstwem Litewskim. Jeden z nich, a mianowicie wielki książę litewski Witold zbudował tam zamek murowany z kamienia wapiennego. Jednakże zasadniczej jego przebudowy w duchu renesansu w I połowie wieku XVI dokonała żona króla Zygmunta I Starego, a mianowicie królowa Bona. W czasie buntu i powstania kozackiego w 1648 r. zamek został zdobyty i w dużej części zniszczony przez wojska pułkownika kozackiego Maksyma Krzywonosa i od tego momentu aż po czasy nam współczesne pozostaje ruiną. Do dnia dzisiejszego z potężnej niegdyś budowli o nieregularnym zarysie pozostały jedynie ruiny w postaci baszty z ostrołukową bramą (fot.17), spore fragmenty mocno zniszczonych murów obronnych, ruiny budynku mieszkalnego oraz dwie kondygnacje czworobocznej wieży.

Ze szczytu Góry Zamkowej, która nad Krzemieńcem urywa się stromym zboczem rozciąga się wspaniały widok na leżące u jego stóp miasto oraz otaczającą go okolicę (fot. 18). W pogodne dni widać także z niej złote kopuły ławry poczajowskiej. Ruiny te pozostają praktycznie bez żadnej opieki (takie odnosi się przynajmniej wrażenie), co powoduje, że są one dostępne praktycznie w dzień i w nocy i są miejscem nie tylko turystycznych wycieczek, ale także miejscem „rekreacyjnych” spotkań miejscowej społeczności. Jako swego rodzaju curiosum można podać fakt, iż jeszcze w 2002 r. można było beż żadnych przeszkód wjechać na górę stromą w większości brukowaną drogą, po czym po pokonaniu niewielkiego, odcinka drogi gruntowej zajechać na sam zamkowy dziedziniec!

Podkamień

Innym niezwykle ważnym z powodu swojej historii obiektem jest Liceum Krzemienieckie zwane też niekiedy „Wołyńskimi Atenami”. Swoją działalność rozpoczęło ono 1 października 1805 r. Utworzono je na bazie Wołyńskiej Szkoły Wydziałowej dzięki wysiłkom Adama księcia Czartoryskiego, osobistego przyjaciela i doradcy politycznego cara Aleksandra I oraz bardzo światłego człowieka, a także Tadeusza hrabiego Czackiego i księdza Hugo Kołłątaja. Najwybitniejszą postacią tej szkoły był niewątpliwie Tadeusz Czacki, który zadbał nie tylko o materialną bazę szkoły, ale sprowadził do niej także wielu wybitnych pedagogów oraz profesorów o światowej niekiedy sławie. Jednym z późniejszych nauczycieli Liceum był ojciec Juliusza Słowackiego, a mianowicie Euzebiusz Słowacki. Oprócz polskiego uczono tam również czterech języków, a mianowicie łaciny, rosyjskiego, francuskiego i niemieckiego. Nauka w tej bardzo nowoczesnej jak na ówczesne czasy szkole odbywała się w oparciu o wspaniałe zaplecze doświadczalne i słynną bibliotekę. Znane były też zbiory numizmatyczne ofiarowane szkole przez Jana Chryzostoma Albertrandiego oraz doskonale wyposażone dzięki hojności dobrodziei szkoły gabinety i pracownie fizyczna, matematyczna, minerologiczna oraz ogromny ogród botaniczny.

Całość procesu dydaktycznego nakierowana była na wykształcenie w wychowankach poszanowania dla tradycji narodowej oraz poczucia wspólnoty pomiędzy uczniami niezależnie od ich społecznego pochodzenia i stanu majątkowego, a także takich wartości jak honor, poczucie godności osobistej i uczciwości, a więc akurat tych wszystkich cech, jakich brakuje w dzisiejszym świecie.

Istnienie szkoły miało też ogromny wpływ na kształt miasta oraz strukturę jego mieszkańców. Wraz z uczniami przybywali do niego bowiem ich rodzice. Stąd też w malowniczej okolicy mnożyły się szlacheckie i magnackie pałacyki oraz dworki, które ze względu na łagodny klimat tego miejsca zapełniały się przeważnie zimą.

Okres świetności szkoły nie trwał jednak długo. W 1832 r. w ramach represji popowstaniowych Liceum zostało bowiem zlikwidowane, a jego majątek praktycznie rozgrabiony przez Rosjan, którzy na bazie jego wyposażenia i biblioteki zorganizowali w Kijowie Uniwersytet im. Świętego Włodzimierza. Jedynym pocieszeniem jest fakt, iż większość jego pierwotnej kadry wykładowców stanowili dawni nauczyciele Liceum Krzemienieckiego. Wznowienie działalności polskiego Liceum Krzemienieckiego nastąpiło po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. W rzeczywistości był to jednak zespół szkół, który łączyła jedynie wspólna historyczna nazwa. Do ważniejszych z nich należało Liceum Leśne, które wykształciło całe zastępy fachowców dla państwowej i prywatnej służby leśnej okresu międzywojennego. Dziś po szkole pozostały jedynie dość mocno zdewastowane budynki, które są tylko cieniem dawnej, wspaniałej przeszłości. W części z nich mieści się obecnie szkoła (koledż) kształcąca nauczycieli.

Kilka słów warto też poświęcić byłym budynkom szkolnym. Otóż Gimnazjum Wołyńskie w 1805 r. przejęło zespół pojezuickich i pobazyliańskich budynków klasztornych. Wydaje się, iż szczególnie cenne były obiekty pojezuickie, a mianowicie Kościół pod Wezwaniem Świętych Ignacego Loyoli i Stanisława Kostki oraz klasztor. Powstały one w latach 1720-1740 według projektu wspomnianego już poprzednio Pawła Giżyckiego. Natomiast fundatorem tego kompleksu byli ostatni książęta Wiśniowieccy – kasztelan krakowski Janusz Antoni i wojewoda wileński Michał Serwacy. Kościół powstał w typie kościoła Il Gesu z szeroką nawą, do której przylegają po bokach niższe kaplice. Nad przecięciem nawy i transeptu znajduje się kopuła umieszczona na okrągłym bębnie. Krzyżowe sklepienia wsparto na sześciu filarach. Jednakże głównym elementem dekoracyjnym tej świątyni jest późnobarokowa fasada o faliście modelowanej linii, w której wyraźnie widoczna jest inspiracja rzymskimi dziełami Borrominiego. Po obu jej stronach znajdują się trzykondygnacyjne wieże. Budynki klasztorne przylegają do kościoła od strony północnej i południowej, a ich skrzydła tworzą przed nim otwarty dziedziniec. Znajduje się na nim mocno już dzisiaj zdewastowany system tarasów (fot.18). Świątynia przekazana obecnie Ukraińskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu znajduje się w fazie „remontu”, który powoduje, że praktycznie obiekt jest nieczynny i nadal niszczeje. Warto też dodać, iż za czasów sowieckich była tam sala sportowa, co spowodowało całkowitą dewastację jej wystroju wewnętrznego. Warto też pamiętać, iż nie są to jedyne krzemienieckie obiekty sakralne godne obejrzenia.

Będąc w Krzemieńcu nie wolno również zapominać, iż jest to miejsce urodzenia wybitnego polskiego poety romantycznego, a mianowicie Juliusza Słowackiego. Stąd też znajduje się tam dworek Januszewskich - Muzeum Juliusza Słowackiego, w którym przyszły poeta wraz z matką mieszkał u swoich dziadków w latach 1814-1828. Jest to dom wzniesiony pod koniec XVIII w. w stylu klasycystycznym na planie prostokąta, parterowy z wysoką sutereną. Centralnym elementem fasady jest ganek z głównym wejściem ozdobionym czterema kolumnami w stylu toskańskim. Na głównej fasadzie tego budynku znajduje się też tablica pamiątkowa poświęcona poecie. Autorem tego nienadzwyczajnego popiersia jest Wasyl Borodaj. Po miejscu urodzenia Juliusza Słowackiego nie ma natomiast już dzisiaj żadnych pozostałości. Trudno byłoby nawet dokładnie wskazać, gdzie mieścił się jego dom rodzinny.

Podkamień Jest w jednak w Krzemieńcu jeszcze jedno miejsce poświęcone tej wielkiej postaci, które bezwzględnie należy odwiedzić. Otóż w parafialnym Kościele pod Wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa (fot. 19), wybudowanym w drugiej połowie XIX w. staraniem księdza Józefa Szczepanowskiego, znajduje się pomnik Juliusza Słowackiego dłuta Wacława Szymanowskiego. Przed zniszczeniem przez bolszewików w 1939 r. uratowali go przytomni miejscowi Polacy, którzy poinformowali „wyzwolicieli”, że jest to jakoby pomnik rewolucyjnego poety. Pozostałe elementy wnętrza tej świątyni zostały jednak zdemolowane, a jego wyposażenie bądź zniszczone, bądź rozkradzione przez czerwonoarmistów, którzy urządzili sobie w świątyni klub, gdzie odbywały się zabawy i gdzie wyświetlano „słuszne klasowo i rewolucyjne” filmy.

Sam pomnik poety znajduje się na tylnej ścianie lewej nawy bocznej. Ufundowano go z okazji 100-lecia rocznicy urodzin Słowackiego, która mijała w 1909 r. oraz z powodu 60-lecia śmierci poety. Z inicjatywą wystawienia pomnika wystąpiła grupa polskiej młodzieży akademickiej, która zwróciła się o pomoc w tej sprawie do ziemian kresowych, uzyskując poparcie Antoniego Minkiewicza oraz Jana Jodko-Narkiewicza oraz wielu innych ziemian z kijowszczyzny, Wołynia i Podola. Hojne ofiary złożyli, między innymi, Roman książę Sanguszko ze Sławuty oraz Leon hrabia Ledóchowski z Frydrykowa. Umożliwiło to wysłanie przez Komitet Budowy Pomnika do Krakowa swego przedstawiciela, który zaproponował rzeźbiarzowi Wacławowi Szymanowskiemu, twórcy znanego pomnika Chopina w Warszawie, wykonanie medalionu lub popiersia poety. Po wyrażeniu zgody Szymanowski, w obawie przed problemami ze strony władz rosyjskich, szybko przystąpił do realizacji zamówienia. Odlew brązowy według marmurowego oryginału wykonano w Firmie Thiebaud we Francji i konspiracyjnie jako „części maszyn” przywieziono do Krzemieńca. Tam w 1910 r. w umówionym z proboszczem parafii księdzem Bieleckim dniu, w tajemnicy przed policją rosyjską, pomnik został zamontowany w kościele. Pod figurą poety umieszczony jest napis następującej treści:

„Juliusz Słowacki ur. w Krzemieńcu 1809 r. zm. w Paryżu 1849 r.
Lecz zaklinam niech żywi nie tracą nadziei...”

Sam poeta został przedstawiony w naturalnej wielkości, w pozycji siedzącej, z głową wspartą na prawej ręce. Z jego ramion spływa luźno narzucony płaszcz – peleryna. Natomiast za poetą stoi alegoria geniusza ubranego w zbroję i hełm ze spuszczoną przyłbicą na głowie. Całość umieszczono w owalnej niszy ujętej w proste obramowanie wykonane z czerwonego marmuru chęcińskiego. Dziś już jednak mało kto właściwie rozumie symbolikę tego dzieła. Zresztą w diametralnie zmienionych okolicznościach historycznych mocno straciła na swej wymowie emocjonalnej. Należy też zauważyć, iż w przeciwieństwie do wielu polskich pamiątek na kresach pomnik Słowackiego miał wiele szczęścia i przetrwał dwie wojny światowe oraz kilkadziesiąt lat sowieckiego panowania na tych terenach. Wydaje się, iż obecnie można mieć nadzieję, że więcej nic już mu nie zagrozi?

Kończąc wycieczkę po Krzemieńcu należy wspomnieć jeszcze o kilku starych cmentarzach, jakie znajdują się w tym mieście. Na jednym z nich, a mianowicie na Cmentarzu Tunickim w grobowcu rodziny Januszewskich pochowana jest matka Juliusza Słowackiego Salomea z Januszewskich Becu (primo voto Słowacka). Sam poeta spoczywa natomiast na Wawelu. Inne cmentarze to: Bazyliański, Katolicki zwany Polskim oraz Cmentarz Kałantyr, na których czas oraz inne czynniki zacierają ostatnie ślady polskich mogił, a przez to i niegdysiejszej obecności Polaków w tym przepięknym krajobrazowo miejscu. Pamiętać natomiast trzeba, iż „Ojczyzna to ziemia i groby”. Dodać także należy, iż na tym drugim z wymienionych tutaj cmentarzy w latach 30-tych XX w. powstała tak zwana Mogiła Nieznanego Żołnierza, w której pochowano prochy żołnierzy polskich poległych w powiecie krzemienieckim w latach 1919-1921. Szczątki ich zebrano z różnych pobojowisk oraz miejsc pochówku i umieszczono w 10 trumnach, które po uroczystej mszy świętej odprawionej w kościele licealnym przeniesiono do wspólnej mogiły. Przetrwała ona aż do lat 80-tych XX w. Dopiero w 1981 r., gdy w miejscowej prasie sowieckiej ukazały się informacje o tym, iż w Polsce niszczy się groby żołnierzy Armii Sowieckiej doszło do uszkodzenia tej mogiły.

Tak samo od wielu już dziesięcioleci niszczeje również żydowski kirkut, na którym dzisiaj pasą się kozy. Warto tymczasem pamiętać, iż jest to najstarszy cmentarz w Krzemieńcu i świadectwo istnienia licznej grupy ludności, bo stanowiącej w latach 20-tych XX w. około 36% jego mieszkańców. Dziś już nie ma po nich nawet śladu, a w dawnej synagodze nadal mieści się dworzec autobusowy. Szkoda, że współczesny człowiek nie zawsze potrafi miejsca święte, takie jak świątynie i cmentarze, traktować jak obiekty nietykalne i wymagające szczególnego szacunku. Cóż wiek XX w wyjątkowy sposób zdewaluował zarówno wartość ludzkiego życia jak i wartość jego śmierci.